Na prezentację M. Olivy Soto przyszedł tłumek zainteresowanych do ciasnych, ale przyjaznych wnętrz Galerii Czekoladowej. Wszystkich powitał gospodarz tego miejsca, Dariusz Goetz oraz pomysłodawczyni Fotoruszenia Agnieszka Romanowska. Autor prezentacji pochwalił się, między innymi, pokazywanym już rok temu na wystawie w Galerii Korytarz cyklem fotografii przedstawiających jeleniogórskich narkomanów.
Zdjęcia mocne, wymagające ze strony autora odwagi i pewnego przełamania obyczajów, ale też mogące budzić odrazę u odbiorcy. Na pewno nie mające nic wspólnego z pięknem, poruszają ludzką „brzydotę” i tragizm sytuacji człowieka uzależnionego pokazując to wszystko w pewnym kanonie sztuki fotografii. Nie są to jednak obrazki do oglądania i kontemplowania. Na tyle silnie przemawiają, że raczej trudno mieć ochotę do wracania do nich.
M. Oliva Soto przypomniał, jak zdjęcia powstawały. Mówił o swojej „integracji” ze środowiskiem heroinistów, o wspólnych wieczorach i rozmowach. Cykl – wykonany jeszcze na materiałach analogowych – powstawał przez dziewięć miesięcy. O sile wyrazu świadczy fakt, że choć są to prace unikalne, nie wydrukowało ich jeszcze żadne pismo. – Są za mocne – mówił autor.
Świat heroinistów ukształtował fotograficznie Marcina, który pokazał także inne prace osadzone w podobnym klimacie. Dzieci uzależnione od kleju i żebrzące, aby móc kupić puszkę butaprenu konieczną do odurzenia. Autor spotkał „bohaterów” swoich zdjęć również w Jeleniej Górze.
Wśród pozostałych fotografii – obrazy przedstawiające „Ediego”, postać zbieracza makulatury, którego autor poznał w swojej dzielnicy. Edi to mężczyzna z mizerną renciną, który dorabia „profesjonalną” zbiórką surowców wtórnych.
Świat w obiektywie Marcina Olivy Soto nie jest piękny. Jego obiektyw sięga tam, gdzie piękno pojęte klasycznie, kończy się. Obrazy, z których zionie turpizmem, grozą, a wręcz apoteozą brzydoty, poruszają. Henri Cartier Bresson, dla wielu fotografujących wzór do naśladowania, mawiał: pokaż świat tak, aby ktoś mógł dojrzeć to, czego sam nie jest w stanie zobaczyć. Choć fotografie obydwu twórców różnią się diametralnie, Oliva Soto świetnie tę maksymę realizuje.