Przemek Kaczałko: Proszę opisać sytuację pamiętnej nocy, kiedy próbowano pana spalić żywcem.
- Rafał Gersten: Nastąpiło to o 4.00 nad ranem, czyli o tej porze, kiedy przeciętny człowiek smacznie śpi. Chyba uratowało mnie to, że tego dnia wróciłem do Karpacza z podróży i zmęczony poszedłem wcześnie spać. Około 3.00-4.00 obudziłem się i usłyszałem kroki, było to niepokojące, ale w pierwszym momencie uznałem, że to zwierzęta. Po czasie powinienem właściwie powiedzieć, że się nie pomyliłem. (Śmiech). Gdy usłyszałem jakieś szepty, przebudziłem się na dobre. Słyszałem, że ktoś majstrował przy drzwiach i sądziłem, że chcą się dostać do wagonu dążąc do konfrontacji. Zapaliłem więc światło i zacząłem się ubierać. Zobaczyłem wówczas dym snujący się po podłodze. Już nie miałem wątpliwości, co się dzieje. Gdy dzwoniłem na 112, światło zgasło – jedynie płomienie, które sięgały już okien rozświetlały nieco wnętrze. Gdy chciałem opuścić płonący wagon okazało się, że krata w drzwiach została zablokowana, żebym nie mógł się wydostać. Wybiłem jedyne okno nie objęte jeszcze płomieniami i wydostałem się na zewnątrz.
W samym Karpaczu wielokrotnie płonęły już samochody, dochodziło do wandalizmu. Wiąże pan te zdarzenia?
- Tak się składa, że nie płoną samochody przypadkowych osób, lecz najczęściej tych, które są krytycznie nastawione do tego, co się w mieście dzieje, czyli przeciwstawiają się na przykład niekontrolowanej zabudowie Karpacza. Przypomnę, że mogę być również postrzegany jako intruz przez tych, którzy chcieli przejąć dworzec kolejowy. Dwukrotnie doprowadziłem do uchylenia przetargów na sprzedaż dworca z terenem wokół. Za odstąpienie od starań o zachowanie publicznej własności dworca oferowano mi korzyść majątkową w postaci mieszkania. Startowałem również w wyborach samorządowych jako kandydat na burmistrza i dałem się poznać jako osoba niezależna od lokalnych układów, zdolna do zorganizowania komitetu wyborczego i uzyskania znaczącego wyniku. Nie przepadał za mną poprzedni burmistrz – przeprowadziłem kilka obywatelskich inicjatyw uchwałodawczych, w tym jedną wskazującą mu kierunki działania. Obecny również jawnie okazuje mi wrogość i utrudnia prowadzenie działalności. Motywu politycznego nie można więc tu wykluczyć.
Sprawę bada prokuratura. Czy już coś ustalono?
- Jest kilka tropów, zabezpieczono monitoring, przesłuchiwani są kolejni świadkowie. Akta są dosyć obszerne. Obecnie sprawa została przejęta przez Wydział Kryminalny Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze. System powiązań w Karpaczu mógł krępować ręce miejscowym stróżom prawa. Warto przypomnieć, że poprzedni burmistrz jest byłym funkcjonariuszem WUSW w pionie SB a obecny również rodzinnie powiązany był z resortem. Sprawa prowadzona jest obecnie pod nadzorem Prokuratury Okręgowej. Interesuje się nią również Prokuratura Krajowa.
Wracając do kwestii płonących samochodów – mówi pan, że nie dotyczy to przypadkowych osób. Kogo na przykład?
- Spłonął samochód byłego zastępcy burmistrza – pana Popławskiego. Mogło to być związane z jego aktywnością w sprawie zróżnicowania stawek podatkowych w Karpaczu. Biorąc pod uwagę przyszłą inwestycję w deptak, trudno sobie wyobrazić, żeby inwestowali w to miejsce wszyscy mieszkańcy, a beneficjentami miało by być kilka osób, które mają w tym miejscu swoje biznesy. Drugim znanym przypadkiem jest Grzegorz Kubik – jeden z najbardziej pracowitych i niezłomnych radnych Karpacza. Rzeczoznawca orzekł, że jego samochód spłonął w wyniku samozapłonu, ale mamy prawo mieć wątpliwości. Tym bardziej, że w późniejszym czasie spłonął również samochód sąsiadki radnego Kubika, uznany prawdopodobnie przez sprawców za jego auto. Po tym zdarzeniu pomalowano mu jeszcze samochód obraźliwymi tekstami i mu grożono. Oferowano 10 tysięcy złotych za mogące go skompromitować informacje.
Jesteście tylko ludźmi – zapewne boicie się, ale nie rezygnujecie z walki?
- Oczywiście – mam obawy, śpię z otwartymi oczami i nie przechodzę przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle (Śmiech). Staram się nie ujawniać terminów i celów swoich podróży, ale obraliśmy cel i staramy się angażować w życie miasta, aby przyszłe pokolenia mogły być dumne z przejętego dziedzictwa, zamiast oglądać obecne badziewie.
Macie przekonanie, że wpływ na te wydarzenia mają władze miasta czy raczej wpływowi przedsiębiorcy?
- Tak się składa, że interesy wpływowych przedsiębiorców i władz miasta się przeplatają. Myślę, że panowie grają w jednej drużynie. Oczywiście nie mogę wskazać żadnej osoby, ale biorąc pod uwagę wypowiedzi burmistrza na mój temat, nie sądzę, żeby uronił choć łzę na wieść o tym, że spłonąłem w wagonie lub zdarzył mi się inny wypadek. Liczyłem na jakąś zainteresowanie ze strony władz miasta, ale jedyną reakcją burmistrza, urzędników magistratu i radnych na informację o zdarzeniu podaną podczas obrad Rady Miasta było milczenie. Reakcja sama w sobie zatrważająca. Zmowa milczenia lokalnych mediów również jest interesująca – poza Jelonką interesowała się nim jeszcze Gazeta Polska Codziennie i jeden lokalny portal. Pozostałe temat przemilczały. Chciałbym przy tej okazji podziękować zarówno strażakom uczestniczącym w akcji gaśniczej jak i ratownikom medycznym z obsady ambulansu, który przybył na miejsce z szybką i skuteczną akcję oraz wsparcie. Jesteście Wielcy Panowie i Panie.
Dziękuję za rozmowę.