Zdajemy sobie sprawę, że dalsza dyskusja w takiej formie nie służy jeleniogórskiemu teatrowi, jednak publicznie „wywołany do tablicy” przez twórców spektaklu, czuję się w obowiązku wyjaśnienia zaistniałej sytuacji.
Główne przyczyny, które spowodowały problemy techniczne w obsłudze spektaklu były dwie.
Pierwsza – przed realizacją takiej produkcji nikt z realizatorów nie pofatygował się o sprawdzenie, czy sprzęt akustyczny teatru spełni wymogi, jakie później postawiono. Prawda jest taka, że niestety jest to sprzęt raczej do obsługi imprez estradowych, najlepiej kabaretowych i nie spełnia wymogów, jakie powinien spełniać w teatrze, a nadaje się do obsługi mniej zaawansowanych technicznie przedstawień.
Druga – działowi akustycznemu narzucono taki sposób nagłośnienia spektaklu mikrofonami bezprzewodowymi, jakiego nigdzie się nie stosuje, zarówno z powodów technicznych, jak i manualnych. Zażądano dokładnej korekcji poziomu głosu każdej postaci sztuki w każdym momencie jej działalności scenicznej (9 osób z mikrofonami).
Pisząc prościej, ciche kwestie należało dawać głośniej, głośne ściszać, aż do wyłączania mikrofonów włącznie. Nie ma takiej możliwości, aby manualnie sprostać takim wymaganiom. Kto jest w stanie wyprzedzić prąd elektryczny, gdyż reagować należy wcześniej?
Wymagania takie skutkowały też sztucznością przekazu aktorskiego oraz powodowały silną ingerencję w sposób wyrazu aktorskiego, jakim jest ekspresja wypowiedzi. Do wręcz ostatniej chwili ostatniej próby przedpremierowej trwały kompozycje i nagrania materiału dźwiękowego do spektaklu i odbywało się to podczas prób generalnych, jak również do ostatniej chwili dokonywano zmian w „wejściach” materiału dźwiękowego.
Sugestie i informacje działu akustycznego o powyższych kwestiach, oraz inne propozycje ich rozwiązania wcale nie były wtedy brane pod uwagę przez dyrekcję, reżysera, ani osoby z nim ściśle współpracujące. Te problemy znane były całej dyrekcji teatru. Czy to właśnie dlatego później, głównym oskarżycielem („za premierową porażką stoi zespół techniczny”) jest dramaturg produkcji? Czy to sprawa kompetencji pozwala tej osobie na odniesienie się tylko do tych stawianych produkcji zarzutów?
Brak porozumienia, oczywista niemożliwość spełnienia ciągle takich samych żądań, oraz późniejsze obwinianie za klapę spektaklu spowodowało, że złożyłem umotywowane podanie o rozwiązanie umowy o pracę, a drugi akustyk teatru przypłacił to poważnymi problemami zdrowotnymi. Przedstawienia popremierowe „Klątwy” obsługuje osoba pracująca na zlecenie teatru i z nim niezwiązana, stosując koncepcję nagłośnienia zgodną z wcześniejszymi sugestiami działu akustycznego.
We wspomnianym artykule prasowym pada stwierdzenie przedstawicieli teatru o „nienadążaniu ekipy technicznej za nowoczesnymi produkcjami teatralnymi.” Czy ta nowoczesność ma się objawiać nadal w takiej formie, jak było to przy produkcji „Klątwy”, gdzie ignoruje się już nie tylko doświadczenie i kompetencje zatrudnionych, ale i prawa fizyki? Gdzie żąda się przeniesienia stacjonarnego sprzętu akustycznego z kabiny na balkon widowni praktycznie z próby na próbę, nie zważając na wymogi choćby zasilania energetycznego?
Kiedy dopiero po nieprzychylnym przyjęciu przez widzów nieprzygotowanej premiery, pod pretekstem prób technicznych i nieprawdziwym stwierdzeniu o braku akustyka, próbuje się ustawić cały spektakl na nowo?
Taki nowoczesny produkt, jaki zaserwowano miłośnikom teatru, w tym wypadku kojarzyć się może z nowoczesnymi produktami z hipermarketowych półek, gdzie główną cechą jest powierzchowny blichtr ukrywający prawdziwą jakość i wartość produktu (znamienne, że twórcy sztuki używają słowa produkcja, a nie spektakl).
I szkoda, że w tym wszystkim ginie zapominane chyba jednak to, co określano mianem rzemiosła teatralnego. To określenie nie dopuszczało bylejakości mogącej w skrajnym przypadku przybrać taką formę, jak nieprzygotowana pod niemal każdym względem premiera spektaklu „Klątwa”.
PS.
W swojej determinacji w znalezieniu winnego porażki, twórcy jeleniogórskiej „Klątwy” nie zawahali się nawet przed oskarżeniem działu akustycznego o sabotowanie prób i samej premiery.
Załodze jeleniogórskiego teatru, a szczególnie zespołowi artystycznemu i technicznemu życzę sukcesów, owocnej i satysfakcjonującej pracy.
Mirosław Kobus
Od redakcji
List pana Mirosława Kobusa, akustyka i byłego pracownika Teatru Jeleniogórskiego, to głos w naszej dyskusji wokół kontrowersyjnej premiery TJ i w żaden sposób nie odzwierciedla poglądów redakcji. Zachęcamy Czytelników do udziału w dyspucie.