– Syn zniechęcił się do wychowania fizycznego. Nie jest tak sprawny jak rówieśnicy. Ci go wyśmiali podczas sprawdzianu. Panicznie boi się teraz tych lekcji – mówi pani Dorota (nazwisko do wiadomości redakcji), matka jednego z gimnazjalistów.
O problemie unikania za wszelką cenę uczestnictwa w lekcjach wf napisała ostatnio jedna z regionalnych gazet. W jej opinii dzieci i młodzież wstydzą się otyłości, mają świadomość, że są mniej sprawni fizycznie od rówieśników i dlatego przynoszą zwolnienia lekarskie.
Obejmują one nie tylko poszczególne lekcje, ale i cały rok.
Na blankietach nie ma informacji, dlaczego dziecko ma być zwolnione z wuefu. Lekarz nie ma obowiązku zamieszczać tam takich danych.
Jak jest w jeleniogórskich szkołach? – Problemu na taką skalę u nas nie ma – mówi Eugeniusz Sroka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 i zarazem wuefista. – W „jedenastce” są dobre warunki i przyjaźni nauczyciele – dodaje.
Tu nikt nie zmusza dzieci do skoków przez kozła czy do wykonywania przewrotów. A to właśnie najczęściej stresuje uczniów. Najważniejsza jest aktywność podczas zajęć i postępy – usłyszeliśmy od dyrektora Sroki.
Jego zdaniem rzeczywiście są uczniowie, którzy ruchu nie lubią. – Rodzice często stawiają na naukę przy komputerze i języki obce – mówi. – Ale są też i tacy, dla których cztery godziny wychowania fizycznego w tygodniu to mało. Zapisują dzieci do szkółki tenisowej czy piłkarskiej – dodaje Eugeniusz Sroka.
„Jedenastka” ma komfortowe warunki: dwie sale gimnastyczne, basen i obszerne boiska. Gorzej jest w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1, popularnym „Żeromie”. Tam, z powodu opóźnienia prac remontowych, wciąż nie jest czynna sala gimnastyczna. Póki pogoda pozwala, uczniowie mają lekcję na świeżym powietrzu. W planach jest, że – jak zrobi się chłodniej – będą ćwiczyć w hali sportowej przy ulicy Złotniczej.
– Na razie powiedziano nam, że niektóre wuefy będą teoretyczne. Będziemy się uczyć o przepisach w rozmaitych grach. Nie w sali gimnastycznej, ale w klasie – mówi jeden z licealistów.
Dyrekcje innych szkół potwierdzają, że problem unikania przez uczniów wf istnieje, choć nie jest to zjawisko masowe. – Wielu uczniów oraz ich rodziców traktuje ten przedmiot jako niepotrzebny – zauważa Mariola Komarnicka, pedagog szkolny. – Na pewno przyczyniają się do tego sami nauczyciele, którzy zachowują się często jak kaprale w wojsku. Jeśli „atrakcją” lekcji wychowania fizycznego ma być bieganie dookoła boiska lub robienie tak zwanych pompek, to wcale się uczniom nie dziwię – dodaje.
Eugeniusz Sroka podkreśla, że to nie są dobre metody. – Nauczyciel powinien do każdego ucznia podejść indywidualnie. Jeśli chłopiec czy dziewczyna nie mogą przeskoczyć przez kozioł lub przebiec długiego dystansu, to pedagog musi wziąć to pod uwagę – zaznacza.
Być może najlepszą metodą pozostaje rzucenie uczniom piłki i zachęta do gier zespołowych. W końcu najważniejszy jest ruch, a nie sprecyzowane normy sprawności fizycznej, na podstawie których nauczyciele w wielu placówkach oświaty wystawiają oceny z tego przedmiotu.