Wprawdzie – podobnie jak pozostałe „dni bez…” – dzisiejszy nie ma zbyt wiele sensu praktycznego, jednak pozwala obudzić w zmotoryzowanych świadomość, że niekoniecznie trzeba wsiadać do auta, aby pojechać na zakupy do odległego o 200 metrów sklepu. Że można z powodzeniem w mieście zastąpić samochód rowerem lub częściej korzystać z komunikacji miejskiej. Ewentualnie po prostu chodzić piechotą.
Liczba aut w naszym mieście rośnie z dnia na dzień. Widać to po jeleniogórskich ulicach coraz bardziej zatłoczonych. Wprawdzie naszym lokalnym korkom bardzo daleko do tych gigantycznych, które tworzą się w większych ośrodkach, ale przecież jesteśmy tylko prowincją, więc i korki mamy prowincjonalne. W każdym razie są one zmorą wielu kierujących.
Samochody, choć tanieją, wciąż stanowią cenny towar. Sporo kosztuje też utrzymanie. Nie można nie wspomnieć o stresie i ciągłej obawie przed kradzieżą lub stłuczką. O wypadkach nie mówiąc, zwłaszcza tych tragicznych, do których dochodzi co roku. Dlaczego więc w mieście nie tak łatwo przekonać kierowców, aby rozstali się z „czterema kółkami”?
W Jeleniej Górze wciąż brakuje jednośladowej alternatywy. Nie tylko w postaci sieci miejskich ścieżek, których w „rowerowej stolicy Polski” po prostu nie ma. Logicznie – nie ma też wypożyczalni rowerów, bo po co? Holandię wielu chwali za dostępność do narkotyków „miękkich”, ale przykładu z rowerowych udogodnień jakoś się nie podaje. Autobusy są, ale czy wygodne? Zdania pasażerów są podzielone. Przed podróżą za miasto innym środkiem lokomocji niż własny samochód odstrasza perspektywa wlokących się jak żółw pociągów i nie zawsze komfortowych autobusów.
Jak więc tu żyć bez samochodu?