Wówczas, niedługo po upadku Muru Berlińskiego i starciu z mapy Europy Niemieckiej Republiki Demokratycznej, biegałem po mieście z moją Practiką BX 20, flagowym produktem „made in DDR” z filmem Fotopan HL w środku (kupowanym na metry w sklepie Foto Optyki przy ulicy 1 Maja). Nikomu nawet nie śniło się o technologicznej rewolucji, dzięki której dziś – praktycznie z każdego miejsca dzięki przestrzeni wirtualnej – można zdjęciem „podzielić” się z innymi.
Pewnie dla wielu z Państwa (zwłaszcza tych nieco młodszych) zabrzmi to jak odkurzona historia, ale wtedy czarno-białe negatywy wywoływało się w ciemni, powiększenia wykonywało się pod powiększalnikiem, a zdjęcia „objawiały się” na papierze fotograficznym wykąpanym w trzech roztworach chemicznych. Gotowy produkt suszyło się bądź na elektrycznej suszarce, bądź – na wolnym powietrzu, jeśli papier był specjalnie foliowany. Czynność dziś niemal muzealna i rytualna wówczas była dla pasjonatów fotografii codziennością.
Pojęcie przestrzeni wirtualnej oraz ekranów, które dziś – czy to w komórkach, i-podach, laptopach i innych urządzeniach (w tym telewizorach oczywiście) – zawładnęły oglądającymi – było czymś trudno wyobrażalnym. Choć właśnie wtedy pojawiły się pierwsze, kosztujące fortunę, komputery osobiste z pamięcią, którą dziś dysponują „komórki”. Nikt chyba jednak nie przypuszczał, że do tego stopnia zrewolucjonizują świat.
Wtedy także „nieco” inaczej wyglądało nasze miasto. Wczoraj, w Wigilię, udałem się w te same miejsca, po których dreptałem tamtej zimy, aby wykonać zdjęcia mniej więcej z tego samego punktu. Niektóre zmiany widać od razu, inne „przykrywa” zalegający wówczas na ulicach śnieg. To jeszcze były czasu asfaltu na śródmiejskim trakcie oraz granitowych (śliskich jak diabli) płyt na placu Ratuszowym. Dziś mamy bruk wyklinany głównie przez panie na wysokich obcasach.
To był bodaj ostatni rok działania Empik-u przy ulicy Długiej (jeszcze tamtego Międzynarodowego Klubu Prasy i Książki). Biuro Wystaw Artystycznych mieściło się jeszcze przy ulicy 15 Grudnia (dziś Bankowa), a malarz Darek Miliński z Sobieszowa rodem, dla którego Pławna Dolna była wtedy przyszłością, prowadził galerię tam, gdzie dziś jest korytarz BWA.
Brama Wojanowska stała sobie przy „Mechaniku” i mało kto myślał, że za kilka lat (1998) „przywędruje” tam, skąd ją w XIX wieku zabrano – czyli pod Basztę Wojanowską. Przed kapliczką świętej Anny nie siedział żaden żebrak, choć już właśnie wtedy – o ile pamięć mnie nie myli – Romowie zaczęli do nas (nie tylko do Jeleniej Góry, ale i do całego kraju) masowo przyjeżdżać, i nawet założyli miasteczko koczowników „na skałkach” nad dworcem kolejowym. Można by tak długo te różnice wymieniać.
Przeglądanie pudła z negatywami utwierdziło mnie w przekonaniu o wadze dokumentu, zwłaszcza dokumentu fotograficznego. Fotografia choć nie kłamie – nigdy całej prawdy też nie powie. Pewnie Wy, Czytelnicy, tamten nie tak odległy pejzaż przeszłości, pamiętacie inaczej niż ja. Przez minione lata w jednych sprawach dokonał się niebywały postęp, ale w innych – niekoniecznie. Czy dziś jesteśmy sobie bardziej życzliwi i tolerancyjni niż te 17, 18 lat temu? Przez ten okres wzrosło pokolenie, które właśnie wchodzi w dorosłość. Jakie wrażenia utrwali w nim codzienność uwieczniana na tysiącach, a może i milionach zdjęć? Okaże się za kolejne 17, 18 lat.