Sprawa dotyczy 17-letniej Patrycji Waszczuk, mistrzyni Europy do lat 16 z roku 2019. Podczas rozgrywanego w sierpniu 2020 Festiwalu Szachowego w Ustroniu, Patrycja została zdyskwalifikowana z powodu podejrzenia korzystania z dopingu elektronicznego. Nie był to pierwszy raz, gdy zawodniczkę podejrzewano o korzystanie z niedozwolonej pomocy, jednak wcześniej nie zostało wobec niej wszczęte śledztwo. W październiku Komisja Wyróżnień i Dyscypliny Polskiego Związku Szachowego wydała orzeczenie, w którym stwierdzono okresową dyskwalifikację w wymiarze dwóch lat. Jest to pierwszy taki przypadek w historii polskich szachów. Zawodniczka odwołała się od decyzji, a w jej obronie stanął jej ojciec, który stwierdził, że na jego córkę zrobiono nagonkę.
W całą sprawę mocno zaangażowała się jeleniogórska szachistka i to ona właśnie była naocznym świadkiem całego zdarzenia. Mowa o 21-letniej Katarzynie Dwilewicz, między innymi srebrnej medalistce mistrzostw Europy juniorów. Od dawna w szachowym światku pojawiały się pogłoski o nieczystej grze i zabronionych praktykach, które miała stosować Patrycja Waszczuk. Sprawdzić to postanowiła Katarzyna Dwilewicz. Kiedy Waszczuk opuściła w pewnym momencie opuściła pole gry i zgłosiła chęć skorzystania z toalety, Dwilewicz zerknęła na jej ustawienie na szachownicy i postanowiła pójść za nią. Na miejscu przyłapała ją, gdy ta korzystała z drugiego, zabronionego telefonu (zawodnicy na czas turnieju oddają telefony sędziom), sprawdzając konkretne pozycje szachowe, mające ułatwić jej dalszą rywalizację. Następnie zgłosiła cały fakt sędziom, a finalnie Polski Związek Szachowy nałożył na Patrycję Waszczuk dwuletnią dyskwalifikację. Zawidniczka odwołała się jednak od tej decyzji.
Jeleniogórzanka Katarzyna Dwilewicz postanowiła skomentować także całe zajście na łamach portalu Onet.pl - Zrobiłam to nie po to, by kogoś podglądać, ale dlatego, że padały podejrzenia wobec Patrycji Waszczuk. W środowisku szachowym dużo mówiło się o tym, że ta zawodniczka nie gra czysto. Miała korzystać z niedozwolonego wspomagania elektronicznego. Słyszałam, że pierwsze podejrzenia padły już dwa lata temu. Zresztą pojawiało się wiele wypowiedzi znakomitych polskich szachistek dotyczących zachowania Waszczuk. Miała ona bardzo często wychodzić do toalety w czasie rozgrywania partii. Wyszłam z założenia, że skoro badania detektorem na mistrzostwach Polski nic nie dały, to trzeba sprawdzić ją w inny sposób. Tłumaczyłam sobie to tak, że nie wolno być obojętnym, wobec tego, co dotyka innych. Jak w życiu. Jeżeli w sąsiedztwie dzieje się coś niedobrego, to trzeba interweniować. Tymczasem ludzie zazwyczaj udają, że tego nie widzą. To rodzi patologię i doprowadza do tragedii. W tym wypadku wszyscy wiedzieli, że coś jest nie tak i nikt się tym nie zajął. Na przykład nie powiadomił odpowiednich służb, dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Sama chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście coś jest na rzeczy. Tym bardziej że zaobserwowałam dość liczne odejścia od szachownicy Waszczuk. Nie uważam swojego czynu za bohaterski i nawet byłam zdziwiona, że tak go nazwano. To ostatnia rzecz, o jakiej bym pomyślała, żeby zostać bohaterem. Zrobiłam to dla wyższego dobra.