Ukradkowe u jednych, całkiem jawne u drugich ziewnięcia, brawa dalekie od gorących owacji i rozczarowane miny po wyjściu z teatru – tak wyglądała entuzjastyczna reakcja widzów, którzy poświęcili – w dosłownym znaczeniu tego słowa – sobotni wieczór na największą w tym sezonie produkcję Teatru Jeleniogórskiego.
„Klątwa” okazała się proroczym tytułem. Wtajemniczeni twierdzili, że ponoć Wyspiański strasznie przewracał się w grobie… Na szczęście sala nie świeciła pustkami. Honor uratowała towarzyska śmietanka – VIP–ów nie zabrakło – w końcu dostali zaproszenia, więc nie wypadało odmówić.
Za niespełna trzy tygodnie kolejna premiera – czwarte przedstawienie z dziesięciu zaplanowanych na ten sezon artystyczny. I co z tego, że inne polskie teatry robią ich nie więcej niż kilka? Wojtek Klemm wprowadza nowy wyznacznik artystyczny – w Jeleniej Górze jakością staje się po prostu ilość. Przy okazji dyrektor artystyczny prowadzi testy na wytrwałość i cierpliwość widzów.
Zastanawiające, że w sztuce, grzech, złamanie praw boskich i ludzkich porusza nawet przyrodę, która grozi straszliwą suszą i zagładą… Miejmy nadzieję, że w dniu premiery jeleniogórskiej „Klątwy” matka natura spała mocnym snem.
Podobnie jak część widzów, których ta realizacja uśpiła na tyle dotkliwie, że obiecali sobie, iż więcej do Teatru Jeleniogórskiego nie pójdą.