To jedna z rzadziej grywanych sztuk jednego z największych dramaturgów naszych czasów, zmarłego w 1994 roku Rumuna, który związał swoje życie z dwoma krajami: swoją ojczyzną i Francją, gdzie nieprzerwanie od 1942 roku do śmierci mieszkał i tworzył.
„Szaleństwo we dwoje” (to oryginalny tytuł zmieniony na potrzeby adaptacji na „Szalonych”) to jednoaktówka z 1962 roku pozostająca w cieniu innych dzieł autora „Nosorożca”, „Krzeseł”, „Łysej śpiewaczki”. To zabawna historia wiecznie kłócącej się pary, którą dzielą absurdalne dylematy, na przykład: czy żółw i ślimak to samo zwierzątko.
Kiedy On (Andrzej Marchowski, w doskonałej formie) i Ona (nie ustępująca mu Renata Marchowska) zjadliwie się sprzeczają – pozwalając widzowi na poznanie swoich wcześniejszych losów – na zewnątrz wybucha wojna, której odgłosy odsuwają na dalszy plan kłótnię i koncentrują zagrożoną parę na wysiłkach w celu przetrwania opresji.
Wspierają ją postaci drugoplanowe, w oryginale – Żołnierz i Sąsiedzi. W wersji Teatru Odnalezionego w Żołnierza (American Hero) udanie wcielił się Piotr Kamola, sprawiając, że drugi plan jest pełen życia, a widz ma czasem kłopot z koncentracją nad głównym wątkiem sztuki. Równie przebojowo zagrała Joanna Kowalska, która – jako Niunia - zastąpiła oryginalnych Sąsiadów.
Po zakończeniu strzelaniny i zawarciu pokoju sytuacja wraca do normy: On i Ona znów skaczą sobie do gardeł, jednak treść ich kłótni jest już głębsza. Dotyczy – między innymi – życia i śmierci, wartości, którym wojna nadaje zupełnie innego wymiaru. Nie są to jednak kłótnie patetyczne. Sprawia to rozbrajające i absurdalne poczucie humoru Ionesco, który kończy dzieło mocnym i zupełnie poważnym akcentem: piątym przykazaniem.
W „Szalonych” jest wyraźna aluzja dramaturga do zakończonej w 1962 roku wojny algierskiej, która w ówczesnej Francji była dla wielu wydarzeniem traumatycznym. Ionesco spojrzał nań jednak nie z punktu widzenia traumy: chciał ukazać bezsens kłótni (wojna też wynika z kłótni!), która nigdy do niczego dobrego nie doprowadzi.
W wizji Łukasza Dudy to aluzja uniwersalna. Reżyser zamienia realia Francji lat 60. na współczesność i ostrzem satyry piętnuje żandarma świata, czyli USA, parodiując postacią American Hero monopol na rację z USA. Uniwersalne jest całe przesłanie sztuki, którą można z czystym sercem polecić skłóconym paniom i panom. Niech zobaczą siebie w krzywym zwierciadle Eugene’a Ionesco!
Inscenizacja zrealizowana jest w „ciasnym kadrze” o ascetycznej scenografii sceny sali JCK przy ul. Bankowej, która równocześnie staje się widownią. Przeplatana muzyką amerykańską z lat 50. żywa i dynamiczna akcja jest pełna nie tylko błyskotliwych dialogów (warto się wsłuchać!), lecz także ruchu. Łukasz Duda przyzwyczaił już widzów do malarskości swoich scen i mistrzowskiego opanowania światła. Podobnie jest w „Szalonych” Całości dopełniają – niczym mocne akcenty rytmiczne – obrazowe stopklatki.
Krótko: to kolejna udana realizacja Teatru Odnalezionego, który – za sprawą twórcy i aktorów oraz świetnej materii w postaci tekstu Ionesco – po raz kolejny odnalazł klucz do sukcesu na deskach.
Przedstawienie - dziś o godzinie 19 w budynku JCK przy ul. Bankowej 28/30. Ilość miejsc na sztukę jest ograniczona. Wejściówki można odbierać w sekretariacie JCK przy ul. 1 Maja 60. Wejście jest bezpłatne, a dochód ze sprzedaży programu (5 złotych) zostanie przeznaczony na realizacje Teatru Odnalezionego.