Przemysław Szostak w minioną środę (15.12) kilka minut po godzinie 20.00 wraz ze swoją dziewczyną jechał autobusem linii nr 7 spod Małej Poczty na ul. Sygietyńskiego na Zabobrzu.
– To, co MZK funduje swoim pasażerom, woła o pomstę do nieba. Po wejściu do autobusu nie było czuć różnicy czy jest się w środku, czy na zewnątrz. Cały autobus był zmrożony, co widać na załączonych zdjęciach. Środkowe drzwi, miały problem z samoczynnym otwieraniem i zamykaniem się i wymagały interwencji pasażerów. Przez to, przy ruszaniu autobusu z przystanku niejednokrotnie pozostawały otwarte. Z przodu autobusu, gdzie kupowałem bilet było natomiast czuć ostry zapach spalin. Podziwiam kierowcę że daje radę wytrzymać w tym smrodzie i zimnie. Czy prezes i dyspozytor zdają sobie sprawę jakie autobusy wyjeżdżają w trasę i na co narażą pasażerów ?– pyta Przemysław Szostak.
– Córka niejednokrotnie stoi na przystankach po kilkanaście minut, bo średnio tyle opóźnione są autobusy. Zmarznięta wchodzi do zimnego autokaru z zamarzniętymi szybami i „arktycznym powietrzem” w środku. Czasami autobus z danej godziny w ogóle nie dojeżdża. Czy ktoś to w ogóle kontroluje? To, jak traktuje się pasażerów jest niewiarygodne – skarży się matka jednej z mieszkanek Sobieszowa. Pani Danuta napisała do nas, że kierowca "siódemki" zakopał się w zaspie i ogłosił pasażerom "koniec jazdy". - Spóźniłam się do pracy, a dwa kilometry, które dzielą mnie od miejsca zatrudnienia pokonałam w dwie godziny - dodaje Czytelniczka.
Tymczasem prezes spółki MZK, Marek Woźniak, przyznaje, że wie o tych kłopotach. Zapewani, że jego pracownicy robią wszystko, by opóźnienia na trasie były jak najmniejsze, lub by ich nie było w ogóle. Są jednak sytuacje na drogach, na które ani kierowca, ani władze spółki nie mają wpływu.
Marek Woźniak: – Staramy się utrzymać dyscyplinę czasową na drogach i moim zdaniem, w takich warunkach nam to nawet wychodzi. My jednak nie odśnieżamy dróg, zatok czy pętli autobusowych, na których niejednokrotnie nasi kierowcy zastają hałdy śniegu. Bywa, że cały nasz sprzęt techniczny, jaki posiadamy w MZK, wyciąga autobusy ze stert śniegu. Jeśli spóźniamy się, to nie jest to kwestia naszej chęci, czy niechęci. Nie mamy helikopterów tylko autobusy, które jeżdżą po drogach za samochodami, które nie przekraczają 20 km/h.
– Pasażerowie mają rację mówiąc, że autobusy są zimne. Nie mamy hali, w której moglibyśmy trzymać tabor w czasie, kiedy nie jest na trasie. Zanim się autokar się nagrzeje, mija kilkadziesiąt minut, podobnie, jak w osobowym aucie. Mamy też świadomość potrzeby wymiany około 30 autobusów z 88 jakie posiadamy, ale to wymaga nakładów pieniędzy. W ostatnim roku, kiedy spółka była zakładem budżetowym, miasto wymieniło 15 autokarów, ale nie na nowe, ale używane. Po kilku miesiącach wiedzieliśmy już, dlaczego poprzedni właściciel je sprzedał – dodaje prezes Marek Woźniak.
Szef MZK zapewnia, że w najbliższym roku spółka zakupi pięć nowych autobusów. Pieniądze na ten cel będą pochodziły z unijnej kasy. Po ich rozliczeniu zakład planuje zakupić 15 używanych autobusów.