Dzwonię do kolegi – fana „metalu”, ale może „techno”. - Wiesz coś o Kromnowie, bo ludzie się skarżą? – pytam. Taa, widziałem filmiki w sieci, zabawa jest. A ludziom zawsze źle. Nie ma zabawy - źle, jest zabawa - też źle - słyszę w słuchawce.
W sobotę zaraz po 19.00 wybraliśmy się trzyosobową ekipą do Kromnowa, żeby zobaczyć tę zabawę. Zaraz za tabliczką Kromnów siedzi przy płocie jakaś babcia.
Przepraszam gdzie ten Sajgon co mówią? – pytam. - Panie to jest straszne, spać się nie da, hałas straszny. Pojedzie pan do góry, to ich zobaczy – odpowiada.
Jedziemy jeszcze z 5 minut, muzyka dudni, że aż strach. Za chwilę na skraju widzimy szereg aut, większość na rejestracji zagranicznej, w szczególności niemieckiej. Policja obstawia ścieżkę rowerową. Ludzie wysiadają z aut, sami młodzi, ubrani na czarno. Niosą plecaki, karimaty, idą na ścieżkę rowerową, małymi grupkami. Policjanci tylko się przyglądają. Wiadomo, mają związane ręce, bo niby czemu by mieli kogoś zatrzymywać.
Idziemy tą ścieżką lekko pod górę, muzyka coraz głośniejsza. Wychodzimy na równinę, skąd widać piękną panoramę Karkonoszy. Ale nie czas na podziwianie widoków, bo grupka, za którą idziemy zaczyna się oddalać. Dochodzimy do lasu, a tam tabliczka: teren prywatny. Okazuje się, że to tu.
Zastajemy samochody, głównie campery, a także namioty. Ludzi coraz więcej. To głównie Niemcy, ale są też Czesi i Polacy. Stoją przy scenie. Kiwają się, piją piwo, energetyki. Okazuje się, że tych scen jest więcej. Jak się okazuje – kilkanaście.
Siema, co się dzieje? – pytam. - Poltek, taka impreza techno na osiemnastkę naszego kolegi z Poznania – słyszę. – Ceni sobie naturę, jak widać – śmieją się.
Pytam czy pierwszy raz taka impreza.
Edycje są w różnych miejscach w Polsce, tutaj pierwszy raz. I jak zawsze jest międzynarodowo. Spotkasz tu Niemców, Francuzów, Hiszpanów, Włochów - wyliczają.
A to jakaś impreza antysytemowa ?
Nie, to nie antysystemowa – ale nie jest zalegalizowana przez burmistrza – słyszę. - Nie jest to ani komercja, ani impreza odgórnie jakoś organizowana. Taka kolektywna, soundsytem.
A długo to potrwa? Mieszkańcy się skarżą, bo trochę to przerażające – zwracam uwagę.
Zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego miejsca są tak dobierane, żeby jak najmniej przeszkadzać okolicznym.
Jestem ciekawy na czym się tutaj zarabia? – pytam.
Nikt tutaj nie zarabia. To są kolektywy, które generalnie istnieją po to, żeby można to podpiąć pod kulturę. Ciułają pieniądze, żeby sobie raz na jakiś czas zatankować auto, przyjechać w jakiś punkt, wystawić głośniki i zaprosić innych. Nic tu nie jest sprzedawane, żeby zarobić pieniądze – słyszę wyjaśnienia.
Na pytanie o poziom agresji, odpowiedź brzmi: absolutnie!
Frekwencja spora, z 600 osób na pierwszy rzut oka – zauważam.
To świetnie, wpadajcie jutro. W sumie to fajnie, że dopytujecie, bo inni jak im nie pasuje to uciekają. – Pytam, bo mnie zobowiązuje ten znaczek na piersi – pokazuję. - Jelonka.com – a co to? – słyszę pytanie. - Największy lokalny portal – odpowiadam. – A, kurcze, jednym słowem udzieliliśmy wywiadu…
A jak będzie pan pisał artykuł, to proszę na gogle rzucić takie hasło „free tekno” - dodają i odchodzą.
Po drodze mijamy tabliczkę: teren prywatny. Nagle nadjeżdża rolnik ciągnikiem z przyczepką. – Jak się podoba impreza? – pytam. – Niezbyt, zobacz pan, co w zbożu robią. – odpowiada. – A co robią? – No nie wiem, co k… robią, ale niszczą – odkrzykuje, bo muzyka zagłusza.
- A ludzie co mówią o tej imprezie – dopytuję. – No, skarżą się na hałas, bo w nocy niesie jak cholera – odpowiada. – A rozrabiają? – drążę. - Nie, raczej tylko zboże niszczą.
Wracamy ścieżką rowerową. Spotykamy starszą parę – słyszeli o imprezie i przyszli zobaczyć. Mężczyzna przekonuje, że to biedni, zbłąkani ludzie. Mija nas za chwilę pan z psem. Okazuje się, że tutejszy. – Ta impreza mi nie przeszkadza. Chcą się bawić, niech się bawią. Na pewno alkohol tam jest, może nawet narkotyki, ale każdy ma wybór. Jak ktoś chce, niech bierze, byle innych nie krzywdził - powiedział.
Na końcu ścieżki zastajemy trzy radiowozy. Jeden ją zastawia, jeden odjeżdża.
Panowie tak całą noc? – pytam policjantów. Potwierdzają. – Coś wiadomo? – pytam.
Nic nie możemy zrobić, bo to teren prywatny. Zabezpieczyliśmy go. Pilnujemy, żeby było względnie spokojnie. To impreza niczyja, sprzęt niczyj, nie ma organizatora. My tam wejść nie możemy, dopiero jak mieszkańcy napiszą skargi będzie można ścigać właściciela działki.
Z Wikipedii:
Free tekno, hardtek, tekno – gatunek muzyki elektronicznej powstały w 1990 roku, na festiwalach free party w zachodniej Europie. Nazwa tekno powstała celowo w celu odróżnienia jej od muzyki techno. Muzyka ta jest szybka, energiczna, mająca 170–200 uderzeń na minutę i charakterystyczny głęboki, silny bas wraz z wielobarwnymi rozmaitymi dźwiękami typowymi dla techno. Free tekno czerpało wpływy z takich gatunków jak gabber, jungle i rave. Wykorzystuje w utworach sample z programów telewizyjnych czy filmów. Wraz z rozwojem tej muzyki pojawiły się inne nazwy, takie jak hardtek, spiral tekno, freetek, tribe czy tribetek.