Policjanci z posterunku w Karpaczu prowadzą postępowanie mające doprowadzić do ustalenia sprawcy postrzelenia konia, do którego doszło 15 sierpnia w Miłkowie.
Zdarzenie miało miejsce na pastwisku, około 300 metrów od zabudowań. Zwierzę zostało trafione owalnym pociskiem. Tuż po zdarzeniu koń został przebadany przez weterynarza i opatrzony. Obecnie jest w trakcie leczenia.
Do zdarzenia doszło około godziny 20.40 – mówi właściciel rannego konia Bartosz Nogacz. - Byłem wtedy w domu i usłyszałem huk. Po kilku minutach wyszedłem z domu i zobaczyłem mojego konia. Ze zgrozą stwierdziłem, że jest ranny. Gdy pobiegłem na łąkę, gdzie postrzelono zwierzę, nikogo tam już nie było. Widać było tylko świeże ślady opon samochodu. Całe szczęście pocisk, który trafił konia nie przedostał się do komory płucnej, ale po uderzeniu w żebro zmienił trajektorie ku górze penetrując tkanki między żebrami a skórą. Obecnie koń jest w trakcie leczenia. To, co się stało to zwyczajne barbarzyństwo i nie mam pojęcia, kto mógł to zrobić. Sprawa została zgłoszona na policję i mam nadzieję, że ta osoba odpowie za swój czyn.
Obecnie w tej sprawie prowadzone jest śledztwo, ale za wcześnie jeszcze, aby mówić o konkretnej kwalifikacji prawnej czynu - mówi podinsp. Małgorzata Gorzelak z KMP w Jeleniej Górze. - Pocisk został zabezpieczony przez policjantów. Wyglądał na wystrzelony z broni domowej roboty. Przekazano go do analizy biegłemu - dodaje.