Nie wszyscy uprawnieni do głosowania w wyborach korzystają z tego prawa. W wyborach w 2019 roku frekwencja w Polsce wyniosła nieco ponad 61 procent (w powiecie karkonoskim ponad 58 procent). W procentach niby to nieźle wygląda, ale już przekładając na liczby tak nie jest. Otóż nie głosowało aż 11 mln osób (z tych które mogły głosować), a w powiecie karkonoskim było to 22 tys. ludzi. Oczywiście wśród uprawnionych do głosowania. Czyli do urn wcale nie poszło aż tak dużo ludzi. I tu faktycznie jest o co się bić...
Absurdy też się zdarzają
Rządzący próbują to wykorzystać, zachęcając ludność pieniędzmi. Zachęcając, czyli rozdając na prawo i lewo budżetowe (czyli wszystkich Polaków) pieniądze. Rozdawnictwo przybrało w niektórych miejscach formę absurdu (obiecano pieniądze nawet kołom gospodyń wiejskich czy orkiestrom dętym). Jeśli tylko zmobilizują dużą większość mieszkańców do głosowania... W tych przypadkach poprzeczkę (frekwencję) ustawiono na 60%. I drugą poprzeczkę, gmina musi mieć poniżej 20 tys. mieszkańców (tutaj akurat większość się łapie - np. największą gminą w Polsce jest Pisz - ma tylko 27 tys. ludzi).
Remiza za rekord
Gminie z największą frekwencją w każdym powiecie obiecano milion na remizę. Ma to zachęcić strażaków-ochotników do namawiania mieszkańców małych miejscowości do głosowania. W Polsce mamy 314 powiatów, a w każdym z nich któraś gmina będzie miała tą frekwencję najwyższą. Tak więc tylko ta obiecanka będzie kosztowała budżet aż 314 mln zł. Jeśli do tego dodamy różne inne finansowe obiecanki, okaże się, że naobiecywano teraz grube miliardy, których za jakiś czas (kiedy obiecanki trzeba będzie spełnić) w budżecie po prostu nie będzie (formalnie znajdą się, gdyż trzeba będzie komuś zabrać). I to niezależnie od wyniku wyborów... Taka sytuacja w budżecie domowym Kowalskiego jest nie do pomyślenia i wręcz niemożliwa do zrealizowania...
Obiecanki-cacanki?
W Polsce mamy 2500 gmin (w tym jest aż 1500 wsi, pozostałe to gminy miejskie lub miejsko-wiejskie - np. Piechowice). Jeśli każdej gminie cokolwiek zostało obiecane, a w niektórych miejscach było po kilka obiecanek (przypomnijmy, że na rozmaite cele od dwóch tygodni obiecywane są grube miliony), już z prostego wyliczenia wynika, że finansowe obietnice wyborcze (bez względu na to kto wygra wybory) będą bardzo, bardzo trudne do realizacji.
Wygra Karpacz lub Szklarska Poręba?
Które z karkonoskich gmin "załapią się" na pieniądze z budżetu państwa? Teoretycznie każda, gdyż każda kwalifikuje się do kryterium poniżej 20 tys. mieszkańców (w całym powiecie jest ok. 63 tys. mieszkańców, z czego ok. 52 tys. uprawnionych do głosowania). Być może "Bitwę o remizy" wygra Jeżów? A być może Stara Kamienica. Jednak nie mają raczej szans z dwoma "turystycznymi" gminami.
Nie wygrają z Karpaczem i Szklarską
Tylko teoretycznie można założyć, że każda z 9 gmin w powiecie karkonoskim ma szansę przekroczyć próg 60 % i wygrać, czyli mieć najwyższą frekwencję. W praktyce jednak wygrać z Karpaczem lub Szklarską Porębą będzie niezwykle trudno. Dlaczego?
Otóż w tych dwóch miejscowościach głosuje dużo osób spoza regionu, które akurat weekend spędzają w Karkonoszach i głosują tam na podstawie zaświadczeń o prawie do głosowania. Dość powiedzieć, że w ostatnich wyborach w 2019 r. w Karpaczu frekwencja wyniosła aż 67 %, a w Szklarskiej Porębie 64 %. W pozostałych gminach było poniżej 60 %. Do granicznego progu zbliżyli się jedynie w Jeżowie Sudeckim 59 % i w Piechowicach 58 %. Ale obecnie lepsza frekwencja wcale nie oznacza wygranej.
Inni mają tylko teoretyczne szanse
Dość powiedzieć, że tylko w jednej z sześciu karpackich komisji wyborczych (największej) osoby głosujące na podstawie zaświadczeń o prawie do głosowania (czyli mieszkańcy spoza regionu) stanowiły aż... 50% wszystkich osób głosujących dzięki owym zaświadczeniom. Dla przykładu w Jeleniej Górze ten wskaźnik nigdzie nie przekroczył kilku procent, w niektórych miejscach wyniósł 0...