W poprzedniej kadencji wybory ławników przypominały bitwę. W tym roku chętnych jest mniej niż miejsc.
Do Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze zgłoszono niewiele ponad 50 kandydatów, a miejsc jest 78. Z tej grupy kilku może odpaść po wstępnej weryfikacji. Skąd tak małe zainteresowanie? Po pierwsze, kandydaci sami muszą opłacić sobie badania lekarskie, zrobić zdjęcia oraz zapłacić za wydanie zaświadczenia o niekaralności. To kilkadziesiąt złotych.
– W poprzedniej kadencji jedna z ogólnopolskich gazet wyliczyła, że ławnik może zarobić krocie. No i rozpoczął się wyścig – mówi Andrzej Wieja, sędzia Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze. – Rzeczywistość jest jednak inna.
Ławnik otrzymuje dietę w wysokości 53 złotych za jedno posiedzenie. To sporo, jednak na łatwy zarobek nie ma co liczyć.
W praktyce najbardziej aktywni ławnicy uczestniczą najwyżej w 3 posiedzeniach w miesiącu. Do tego dochodzą kłopoty z uzyskaniem zwolnienia z pracy na czas pobytu w sądzie. A i posiedzenia nie są formalnością, niektóre trwają po kilka godzin.
Nabór ławników zamknięto z końcem czerwca. Co dalej? – Wybory „przysięgłych” do jeleniogórskiego sądu okręgowego odbywają się także w innych miastach. Być tam jest więcej kandydatów i będzie można uzupełnić brakujące miejsca – mówi Andrzej Wieja. –Sąd też może zmniejszyć zapotrzebowanie.
Lepsza sytuacja jest w Sądzie Rejonowym w Jeleniej Górze. Tam kandydatów jest nieco więcej niż miejsc (potrzeba 138 ławników). Ławników wybiera rada miejska. Głosowanie odbędzie się jesienią.
Instytucja ławnika pochodzi jeszcze z czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Miała zapewnić ludowi przedstawiciela w orzekających składach sędziowskich. Mimo prób, po 1989 roku, nie została zlikwidowana. Teoretycznie ławnicy, którzy nie muszą mieć wykształcenia prawniczego, mogą przegłosować sędziów podczas posiedzenia sądu. W praktyce jednak się to nie zdarza.