W piątkowy wieczór (12.04) z rampy startowej zjechali między innymi Jani Paasonen (Finlandia), John Haugland (Norwegia), Svein Lund (Norwegia) czy Stasys Brundza (Litwa). Nie zabrakło także rajdowych legend z Polski, na czele z Andrzejem Jaroszewiczem, Błażejem Krupą czy znanym ze startów w rajdzie Dakar Grzegorzem Baranem. Miłośnicy starych samochodów mogli na trasie podziwiać motoryzacyjne perełki, takie ja Datsun 240Z, Škoda 130 RS, Porsche 911, Renault R5 Alpine czy wyjątkową Pobedę Sport.
Po czterech latach przerwy na starcie tego wyjątkowego rajdu stanęła jeleniogórska załoga w Polskim Fiacie 126p, replice popularnej Zebry, którą pod koniec lat 80 starowali Marek Gieruszczak i Maciej Maciejewski. Maciej Bryniarski pilotowany przez naszego redakcyjnego kolegę Tomasza Raczyńskiego osiągnął metę tego wyczerpującego rajdu notując 9. pozycję na 15 polskich załóg, które przystąpiły do rywalizacji, co dało 136. miejsce w klasyfikacji generalnej (na 164 sklasyfikowane załogi) oraz 12. miejsce w klasie.
Dotarcie do mety tego rajdu było nie lada wyzwaniem. To było nasze trzecie podejście, dlatego bardzo się cieszę, że tym razem osiągnęliśmy metę. Rajd w mojej ocenie, jak i wielu kierowców był bardzo ciężki. Nierzadko średnie prędkości na odcinkach dojazdowych sięgały 80 km/h. Maluch na szczęście był dobrze przygotowany przed rajdem, choć nie obyło się bez drobnych awarii, które usuwaliśmy na odcinkach dojazdowych, czy w strefach serwisowych. Nie obyło się również bez przygód na trasie odcinków specjalnych. Na ostatnim „OESie” rajdu zbyt ciasno wjechałem w zakręt i uderzyłem w opony wytyczające szykanę, potłukłem halogeny i połamałem przedni zderzak. Dziękuję całej ekipie towarzyszącej oraz partnerom: RTR Sachsen GmbH, BiGsystem.pl – pracownia reklam, AMC AUTO Team, Klinika Budzik, Fundacja Ewy Błaszczyk „Akogo?”, Matoja, Jelonka.com - powiedział Maciej Bryniarski.
To niesamowita impreza, bardzo wyczerpująca dla zawodników i sprzętu. Przywołuje klimatem rajdy lat 80. Nasz Maluch borykał się z wieloma awariami, ale przejechał ponad 530 km trasę i zameldował się na mecie. To przede wszystkim zasługa Maćka, który przy pomocy podstawowych narzędzi potrafił go naprawić, gdzieś w szczerym polu. Mnie cieszy fakt, że nie popełnialiśmy błędów nawigacyjnych, a na odcinkach specjalnych udawało nam się wskoczyć do „piątki” w naszej wewnętrznej klasyfikacji polskich załóg, pomimo, że nasza Zebra była zdecydowanie najsłabszym samochodem w stawce. W takim rajdzie osiągnięcie mety w Maluchu to duże wyzwanie i wspaniałe uczucie! - dodał Tomasz Raczyński.