Wybór nie był łatwy. Wielu trzecioklasistów psioczy, że co roku są jakieś nowości, a zdanie matury robi się coraz bardziej skomplikowane.
– To rzeczywiście jest łamigłówka i więcej biurokracji – mówi jedna z polonistek prosząca o niepodawanie nazwiska
Ci, którzy w maju zmierzali się z maturalnym stresem, pisali egzamin na poziomie podstawowym, a potem – na rozszerzonym. Żeby zdać wystarczyło zdobyć 30 procent punktów na poziomie podstawowym.
Wynik z egzaminu rozszerzonego trafiał tylko na świadectwo i dawał dodatkowe przy rekrutacji na studia.
W maju przyszłego roku maturzysta, który wybrał poziom rozszerzony,
nie będzie pisał już poziomu podstawowego.
– Boję się, że nie poradzę sobie na rozszerzonym, a tak było więcej szans na poziomie podstawowym, dlatego teraz wybrałem właśnie ten poziom – mówi Kamil z trzeciej klasy liceum.
Chłopak wie, że będzie miał mniejsze szanse, aby dostać się na wymarzony kierunek studiów. Nie chce jednak ryzykować oblaniem matury.
– Wielu maturzystów właśnie dlatego wybrało poziom poniżej swoich możliwości. Nie dało się ich przekonać – mówią nauczyciele.
Wielu uważa za absurd fakt, że każdy maturzysta będzie miał na świadectwie zanotowany wynik z poziomu podstawowego, nawet jeśli nie będzie go zdawał.
Ministerstwo wymyśliło jakiś przelicznik, na którego podstawie będzie ustalany ten rezultat.
– To zupełnie bez sensu. Bardziej utrudnić chyba nie można – przekonują licealiści. Niektórzy wciąż nie zdecydowali, na jakie studia pójdą. Uczelnie nie ustaliły kryteriów naboru, a od tego zależy decyzja wielu uczniów.