37-latek przeglądając ogłoszenia o sprzedaży rasowych psów znalazł niesamowita okazję. Dwa szczeniaki buldoga angielskiego, za które w Polsce musiałby zapłacić około pięciu tysięcy złotych, ktoś sprzedawał za osiemset złotych. Problemem była tylko lokalizacja: afrykańskie państwo Kamerun.
Mężczyzny to nie zniechęciło. Skontaktował się pocztą elektroniczną z właścicielem psów, następnie zadzwonił pod dany telefon do Kamerunu. Odebrała świetnie mówiąca po polsku kobieta, z którą dogadał szczegóły transakcji. Nabywca zażądał od sprzedającej kserokopii jej dowodu osobistego, którą otrzymał.
Amator tanich buldogów przelał pieniądze na wskazane konto i niecierpliwie oczekiwał szczeniaków. Po kilku dniach otrzymał wiadomość z jednego z europejskich lotnisk o konieczności uiszczenia opłaty za klatki na psy oraz ich leczenie. Otrzymał jeszcze kilka innych „nakazów” płatności, między innymi, opłat lotniskowych. Kiedy ich suma przekroczyła 1000 dolarów, a mężczyzna otrzymał informacje z lotniska na Słowacji o konieczności uiszczenia kolejnej opłaty, zrozumiał, że dał się oszukać.
O zdarzeniu zawiadomił policję, której przekazał kserokopie dowodu osobistego przesłane mu przez „sprzedawcę” buldogów. Dokument należał do pewnej mieszkanki Warszawy, która nic nie wiedziała na temat psów, a w Kamerunie nigdy nie była. Policja ustala, jak kserokopia jej dowodu osobistego dostała się w niepowołane ręce.
Policjanci przestrzegają przed naiwnością zwłaszcza tych, którzy liczą, że zrobią interes życia dzięki Internetowi. W tym przypadku powiedzenie „nie kupuj kota w worku” znacznie bardziej rozszerza swój zakres znaczeniowy.