Ten rok jest wyjątkowo pechowy dla PZW i wędkarzy. Najpierw toksyczne ścieki z huty Julia wytruły pstrągi w Piechowicach. Potem spuszczenie wody z jeziora Modrego zabiło tysiące ryb żyjących w tym akwenie. Do tego wszystkiego dokładają się kłusownicy.
Polskiemu Związkowi Wędkarskiemu trudno oszacować straty, jakie ponosi w wyniku działania zorganizowanych grup kłusowników. – Wprawdzie nasz region to nie kraina tysiąca jezior, ale bezprawne połowy ryb na dużą skalę na pewno się zdarzają co roku – mówi Kazimierz Skibiński z zarządu okręgu jeleniogórskiego PZW. Fakt: ryb ubywa, choć są coroczne zarybienia. Wędkarze narzekają na słabe brania.
Ci głównie interesują się jeziorem Pilchowickim i większymi żwirowniami, na przykład akwenem w Dąbrowicy i Wojanowie. Na ryby polują pod osłoną nocy. Zaciągają sieci. Ich łupem padają szczupaki, karpie i mniej cenne gatunki.
– Na nasz teren zapuszczają się nawet kłusownicy spoza regionu. Wysiedli z auta na wałbrzyskich numerach. O poranku widziałem, jak wypływali łódką, aby ściągnąć sieci. Było w nich sporo ryb – mówi proszący o anonimowość wędkarz, który często łowi nad jeziorem Pilchowickim.
O procederze wiedzą zarówno społeczni jak i zawodowi strażnicy rybaccy.
– Społeczna straż straciła rangę. Często nawet zwykły wędkarz nie daje się wylegitymować, bo przed społecznym strażnikiem nie czuje respektu. A co dopiero kłusownik, który może być uzbrojony? – usłyszeliśmy w jeleniogórskim PZW.
Z kolei umundurowanych strażników jest za mało, aby mogli patrolować wszystkie akweny, zwłaszcza te większe.
Narzekają też, że przybyło im obowiązków wynikających ze zmiany regulaminu PZW. – Teraz musimy sprawdzać, czy osoba wędkująca ma nie tylko uprawnienia do łowienia ryb (kartę wędkarską), lecz także rejestr połowów. W nim musi zapisać, co zostało złowione. To spowalnia pracę – twierdzi jeden ze strażników.
Wędkarze są rozeźleni. – Ci faceci sprawdzają, czy w siatce nie mam czasem niewymiarowych płotek. Ludzie, którzy bezczelnie kłusują, już ich mniej obchodzą – twierdzi Marek Pacholczyk.
Zdaniem działaczy PZW receptą na kłusowników są wspólne akcje policji i straży rybackiej. Zdarzyło się, że dzięki takim działaniom w ręce stróżów prawa wpadła banda, która kłusowała w jeziorze Pilchowickim. Łup trafiał do pobliskiej smażalni.
Z kłusownikami radzą sobie lepiej właściciele stawów i hodowcy ryb.
– Zaczailiśmy się na takiego z sąsiadami. Złapaliśmy i… po takim spotkaniu odeszła mu ochota na kłusowanie – mówi Jan Ogłaza, hodowca z Podgórzyna.