W okresie od 24 lutego 2020 do 24 lutego 2021 roku jeleniogórscy strażacy interweniowali 2787 razy. Sytuacje, gdy po przyjeździe na miejsce zdarzenia okazywało się, że nie ma zgłaszanego zagrożenia zdarzyły się 213 razy - w 161 przypadkach były to alarmy fałszywe, ale w dobrej wierze. Działo się tak najczęściej wtedy gdy, komuś się wydawało, że w mieszkaniu jest pożar, a w rzeczywistości zapach dymu powstawał podczas rozpalania w piecu. Często ludzie wzywali też strażaków zaniepokojeni brakiem kontaktu z dawno niewidzianym sąsiadem, podczas gdy był on w domu lecz z jakiś względów nie otwierał drzwi. Bywało też, że powodem interwencji było uruchomienie się czujki wykrywającej tlenek węgla wywołane wyczerpaniem się zasilającej ją baterii, widok dymu unoszącego się nad jakimś terenem lub też wrażenie, że na drodze rozlana jest jakaś substancja.
43 razy służby ratunkowe interweniowały także po alarmach fałszywych wywołanych przez monitoring pożarowy zainstalowany najczęściej w obiektach handlowych, hotelowych oraz usługowych. Ich prawidłową pracę mogło zakłócić zadymienie, para wodna, kurz występujący przy okazji prowadzonych prac budowlanych lub też zabrudzenie samej czujki.
Jedynie pięć razy alarmy fałszywe miały charakter złośliwy.
Przy tego typu zdarzeniach nie robimy dokładnego zestawienia ich kosztów - mówi oficer prasowy Komendanta Miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Jeleniej Górze mł. kpt. Krzysztof Zakrzewski. - Na pewno są one dotkliwe, wystarczy policzyć zużyte paliwo, czas pracy ratowników, amortyzację sprzętu. W tym czasie moglibyśmy być potrzebni i wykorzystani gdzie indziej, a jesteśmy zajęci czyjąś lekkomyślnością. Co innego jeśli wezwanie było w dobrej wierze, bo wtedy jest jak najbardziej zasadne. Zdecydowanie lepiej jest zadzwonić i poinformować o możliwym zagrożeniu niż je zlekceważyć, bo konsekwencje mogą być tego dużo bardziej poważniejsze, a straty bezpośrednio mogą się przełożyć na zdrowie i życie ludzkie - podkreśla rzecznik.