Pałacem zajął się Hagen Hartmann, potomek dawnych właścicieli rezydencji, do których obiekt należał przez ponad 200 lat. Sam przebywał w zabytku jako dziecko: urodził się w 1941 roku w Breslau (Wrocław), skąd jego rodzina uciekła w 1944 do Wernersdorfu (Pakoszów) po przekształceniu miasta w twierdzę.
– W 1945 roku, po zakończeniu II wojny Światowej, uciekliśmy do Saksonii. Mama jednak cały czas opowiadała o Pakoszowie. Roztaczała wizję pięknego, utraconego domu. Tymi opowieściami żyła cała nasza rodzina – opowiada po latach. – W 2002 roku jeden z naszych kuzynów postanowił odwiedzić to miejsce. Razem z żoną zdecydowaliśmy, że także pojedziemy. Chcieliśmy zobaczyć dom, o którym tak dużo się mówiło.
– Popadał on wówczas w ruinę. Kupił go prywatny inwestor, ale nie był w stanie go odbudować. Straty były ogromne. Tuż po zakończeniu wojny w pałacu mieścił się dom dziecka, a później przez jakiś czas obiekt stał pusty.
– Dowiedzieliśmy się, iż w związku z tym, że Polska zostanie włączona do Unii Europejskiej, obcokrajowcy mogą nabywać ziemię na jej terenie. Po dwóch miesiącach od pierwszej podróży, zdecydowaliśmy, że kupimy pałac w Pakoszowie. Zabraliśmy tam także nasze dzieci, bo zależało nam na uzyskaniu także ich zgody.
– Dzisiaj bardzo mnie cieszy, że dom znowu należy do rodzinny. Dla nas ma on ogromne znaczenie sentymentalne, bo jego historię poznaliśmy będąc jeszcze dziećmi. Uważamy także, że jest to cenny zabytek europejski i zależy nam na tym, żeby przetrwał. Mój syn chciałby zamieszkać w Pakoszowie na stałe, ale bariera językowa nie pozwala mu podjąć w Polsce pracy. Będzie to więc drugi dom dla niego i rodziny, którą wkrótce założy. W dowód uznania i szacunku dla tej posiadłości weźmie tutaj ślub – kończy Hagen Hartmann.
Kafelki z Delf do obejrzenia
Kiedy w 1945 roku rodzina Hassów opuszczała Pakoszów, pałac – zbudowany w XVIII wieku przez burmistrza Jeleniej Góry Johanna Martina Gottfrieda prezentował się okazale. Po wojnie zaczął niszczeć, a zgromadzone zbiory zostały rozgrabione. W pałacu przez wiele lat gromadziła się woda, trudno odnowić detale. Rodzinna Hartmannów nie chce odwzorowywać wszystkich starych elementów i udawać, że są oryginalne. Pozostaną więc tylko te zachowane do dziś. Nienaruszone praktycznie pozostało pomieszczenie wyłożone cennymi holenderskimi kafelkami z Delf, świadczącymi o rozległych kontaktach handlowych patrycjuszowskiej rodziny Gottfriedów. Właściciele zapewniają, że goście hotelowi będą mogli je obejrzeć. Był tu król Prus Fryderyk Wielki. John Quincy Adams, poseł USA w Berlinie i przyszły (szósty) prezydent Stanów Zjednoczonych, odwiedził Wernersdorf, o czym zawarł wzmiankę w „Listach ze Śląska”, które pisał do swojego brata z podróży po naszych ziemiach na początku XIX wieku.