– Najpierw wskazują wolne miejsce na parkingu, a później niedwuznacznie sugerują, że popilnują samochodu, bo inaczej może stać się coś złego – mówi Marcin Mitera, który często parkuje przy ulicy Bankowej. Kierowcy, radzi nie radzi, dają monety wyrostkom, którzy czają się na kolejnego zmotoryzowanego.
– Boimy się, bo przecież ulica znana jest z chuligańskich wybryków. A dla wandala porysować lakier lub stłuc reflektor w samochodzie to pestka – opowiada nasz rozmówca. – Sami „parkingowi” wyglądają raczej niewinnie, ale nie wiadomo, kto za nimi stoi – usłyszeliśmy. Mówi się, że pracują na zlecenie starszych łobuzów, którzy w ten sposób zyskują pieniądze na alkohol i inne rozrywki.
O problemie wie policja, która przegania grupy nieletnich rządzące parkingami w popołudnia i wieczory. Ale ci, jak tylko patrol znika, wracają na miejsce i dalej „pilnują” samochodów.
Nie dość, że ich „praca” jest nielegalna, to jeszcze do tego niebezpieczna. Czasem niewiele brakuje, aby kierowca nie zauważył dzieciaka, co ledwo odrósł od ziemi, i go potrącił. Tolerowanie takiego zjawiska może doprowadzić do tragedii.