Styczeń 1929 roku był w Karkonoszach wyjątkowo srogi. Temperatura spadała nocą nawet do -43 st. C. Nie zniechęciło to jednak Richarda Kalmana dziennikarza Czechosłowackiej Agencji Prasowej od urlopu.
Pojawił się 14.01.1929 wieczorem w Medvedi Boudzie po czeskiej stronie Karkonoszy. Długi sen, śniadanie, wzrost temperatury, wczesny obiad i o 14.oo w trasę do Pertovki! Zmrożony śnieg dobrze niesie narty.
Ale nadeszła burza śnieżna! Trzeba zmienić plany. Kiedy jednak Kalman nie wrócił, o 19.30 gospodarz Medvedi Boudy wysyła na poszukiwania dwu doświadczonych turystów w kierunku Petrowki. Efekt to 5 godzin morderczego marszu bez kontaktu z zaginionym. Rankiem kolejna grupa kontynuuje akcję ratunkową. Bez rezultatu.
Dopiero kolejnego dnia 6 turystów dostrzega na Czarnej Przełęczy wystającą ze śniegu dłoń kurczowo zaciśniętą na narciarskim kijku. Zwłoki pozbawione czapki i kurtki spoczywają na granicznym słupku.
Dziś często nawet nie rozpoznamy w niepozornym słupku wkopanym w miejscu tragedii pomnika z napisem „Richard Kalman 15.I.1929”. Ofiara wyczerpania i mrozu...
Mózg umiera z zimna, a wtedy człowiekowi jest... ciepło
Tyle historia, a co mówi nauka:
Na mrozie temperatura ciała człowieka cały czas spada. Gdy "zejdzie" poniżej 32-33 st. C, to osoba wychłodzona może już tracić kontakt z rzeczywistością. Jednocześnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że powinna się ogrzać. Wręcz przeciwnie — odczuwa wtedy ciepło. Dlatego ciało znalezione na Czarnej Przełęczy było bez kurtki i rękawiczek.
Gdy temperatura ciała spadnie do 24 st. C, zwiększa się ryzyko zgonu z wychłodzenia. Jeśli takiej osobie nie udzieli się natychmiast pomocy, śmierć jest prawie pewna.
W takich sytuacjach niezbędna jest pomoc lekarska w szpitalu, a do tego czasu kilkukrotnie dłuższa resuscytacja. Również sprawdzanie tętna powinno trwać dłużej (ok. minuty).