- Chodzę codziennie rano na zakupy. Przy kasach ustawiają się klienci, którzy bynajmniej nie wyglądają na ludzi kupujących towar na domowe potrzeby. Raczej na hurtowników lub handlarzy – z takim sygnałem zadzwoniła do nas Czytelniczka z Zabobrza.
- Ich obsługa trwa długo, bo kupują bardzo dużo i jeszcze przebierają w produktach. Ostatnio są to głównie pomidory, które przed punkt z kasą trafiają skrzynkami. Wśród nich są warzywa zgniłe i spleśniałe. Selekcji dokonuje się na oczach zwykłych klientów, którzy kupują bułki i coś na śniadanie – mówi jeleniogórzanka.
Choć nad kasą zaznaczone jest, że punkt przeznaczono dla klientów z małymi zakupami, praktyki obsługiwania „hurtowników” są częste. Ci, ponadto, zachowują się jak na jarmarku. Zdaniem naszej Czytelniczki – niezbyt przyzwoicie.
- Zwróciłam uwagę kasjerce, że rano nie mam czasu tak długo czekać, a poza tym takie scenki nie robią dobrego image’u placówce. Przyznała mi po cichu rację. Ale kiedy przekazała uwagę przełożonym, okazało się, że „klient ich pan”. I nic się w tym względzie nie zmieni – usłyszeliśmy.
Może warto by było, aby sklep uruchomił specjalne stoiska na zewnątrz? Z drugiej strony potwierdza się też fakt, że wiele produktów z pobliskiego ryneczku ma swoje źródło w sąsiednim Lidlu. Na straganach kupcy sprzedają niedawne zakupy z przebitką, aby nie tracić na interesie. A naiwni klienci są przekonani, że kupują warzywa z ekologicznych upraw.