- Mój syn wsiadł do autobusu nr 6 na ulicy Wojska Polskiego, zdjął z ramion plecak, wyjął z niego saszetkę, a z niej portfel i wtedy usłyszał: „proszę bilety do kontroli". Podszedł do kasownika i chciał w tym momencie skasować bilet, ale kontrolerka zasłoniła kasownik i oznajmiła, że już za późno. Syn twierdzi, że autobus nawet jeszcze nie ruszył z przystanku. Kontrolerka wyjęła bloczek i zaczęła wypisywać mandat. Syn pokazał jej, że ma bilety i nie zamierzał jechać na gapę, ale kontrolerka nie chciała tego słuchać – opisuje zdarzenie Czytelniczka.
Wystraszony nastolatek prosił, żeby wysiedli na następnym przystanku i tam skończyli wypisywanie kary. Kontrolerka jednak oznajmiła, że nie ma czasu, więc wysiądzie tam, gdzie jej się będzie podobało. Kontrolerka wywiozła syna aż pod Urząd Skarbowy i tam dopiero wypuściła z autobusu z wypisanym mandatem na kwotę 150 zł. Na druku jako miejsce zdarzenia podała ul. Sygietyńskiego, chociaż syn wsiadł do autobusu na ul. Wojska Polskiego i jechał w kierunku zajezdni MZK – dodaje kobieta.
Nieprzyjemną sytuację z kontrolerem miała również Sandra Nierodka z Borowic. – O 14.50 wsiadłam na przystanku przy ul. Bankowej do autobusu nr 9 i kupiłam ulgowy bilet u kierowcy. Na przystanku „Pod Koroną” w Cieplicach chciałam wysiąść. Przystanek wcześniej wsiadł kontroler. Stanęłam wraz z inną pasażerką obok drzwi, by wysiąść na moim docelowym przystanku. Drzwi otworzyły się i zaczęłam wysiadać z autobusu, ale kontroler chwycił mnie za rękę i z powrotem wciągnął do środka – opowiadała pasażerka.
- Zdenerwowałam się i zaczęłam nerwowo szukać biletu, który przecież kupiłam. Z tego wszystkiego nie mogłam go znaleźć. Prosiłam kierowcy, by to potwierdził, bo przecież u niego ten bilet kupowałam, ale tego nie zrobił. Żeby nie tracić czasu dałam dowód osobisty, by kontroler wypisał mi mandat, a potem na spokojnie znalazłabym bilet i pokazała w MZK, że go kupiłam. Prosiłam, by wysiadł ze mną na przystanku, bo zaraz mam autobus do Borowic, który kursuje rzadko. Powiedział, że nie ma takiej opcji. Zamknął drzwi i nawet innych pasażerów nie wypuścił na tym przystanku, tylko wywiózł dalej - mówiła Sandra Nierodka.
- Kontroler na kolejnych przystankach łapał mnie za ręce, żebym nie uciekła. Dopiero, gdy się popłakałam, wypuścili mnie z autobusu z wypisanym mandatem. Wysiadłam dopiero na Osiedlu Orlim, oczywiście na autobus już nie zdążyłam. W domu na spokojnie znalazłam bilet. Wcześniej szukałam go w portfelu, a był w bocznej kieszonce torebki. Teraz pokażę w MZK, że miałam ten bilet – zaznaczyła Sandra Nierodka z Borowic.
Marek Woźniak, prezes Zarządu MZK w Jeleniej Górze poinformował, że każdy z przypadków wymaga przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego. - W pierwszym z opisanych przypadków pasażer po wejściu do autobusu nie skasował niezwłocznie biletu, lecz udał się w głąb pojazdu i dopiero wtedy zaczął szukać biletu w plecaku. Kontrolerka widząc, że pasażer po wejściu nie skasował biletu, przystąpiła do kontroli biletów i po stwierdzeniu braku ważnego biletu nałożyła opłatę dodatkową. Pasażer w dniu 26.05. w biurze kontroli biletów prywatnej firmy złożył odwołanie od nałożonej przez kontrolerkę opłaty. Odwołanie zostało rozpatrzone pozytywnie, a nałożona opłata dodatkowa została anulowana. Podstawą anulowania błędy proceduralne popełnione przez kontrolerkę podczas przeprowadzania kontroli, jak również błędy merytoryczne w wystawionym „Wezwaniu do zapłaty”. Pasażer został przeproszony, a z kontrolerką została przeprowadzona rozmowa ostrzegawcza - poinformował.
- W drugim przypadku pasażerka nie okazała biletu podczas kontroli. W świetle obowiązujących przepisów opłata dodatkowa została nałożona zasadnie. Biletu, który potwierdziłby prawdziwość swoich słów, pasażerka nie okazała ani podczas składania skargi w MZK, ani w Biurze Kontroli Biletów Firmy Urban System – informował Marek Woźniak.