Powstała w latach 80. XX wieku sztuka „Ladies Night” nowozelandzkich autorów Stephena Sinclaire'a i Anthonego McCartena miała swoją prapremierę w 1987 w Mercury Theatre w Auckland w Nowej Zelandii z udziałem Bruce'a Hopkinsa (powszechnie znanego z kinowej roli Gamlinga w trylogii „Władca Pierścieni”) jako Norberta. Dekadę później (1997) powstała wersja kinowa w Polsce wyświetlana pod bardziej swojskim tytułem „Goło i wesoło” („The Full Monty”) w reżyserii Petera Cattaneo. I tak też nazwano polską wersję teatralną, która ma ewidentnie charakter kabaretu. Jej premiera w reżyserii Arkadiusza Jakubika odbyła się w Warszawie 12 listopada 2005.
Scenografię zaprojektował Wojciech Stefaniak, a choreografię opracował Krzysztof „Kris” Adamski, dobrze znany sympatykom programu rozrywkowego Polsat „Twoja twarz brzmi znajomo”. Rolę Bugiego zagrał wówczas Tomasz Sapryk, który po pandemii w 2021 wyreżyserował „na nowo” inscenizację „Goło i wesoło” w warszawskiej Agencji Aktorskiej Gudejko w nieco zmienionej obsadzie. 18 grudnia 2022 „Goło i wesoło” otrzymał nagrodę publiczności na jubileuszowym X Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym „Sztuka plus Komercja” w Siedlcach za najlepszy spektakl, a Marek Kaliszuk zdobył wyróżnienie od Jury festiwalu za najlepszą rolę męską.
Po grupowym zwolnieniu z miejscowej fabryki sześciu bezrobotnych mężczyzn znajduje oryginalny sposób na zarobienie pieniędzy. Zgłasza się do miejscowego klubu nocnego, oferując swe usługi striptizerskie. Panowie z grupy „Napalone nosorożce” są niezdarni i kompletnie nieseksowni. Za chudzi, za grubi, nieśmiali i nieudolni. Podczas przesłuchania w jedynym klubie w mieście o nazwie „Eden” wypadają fatalnie.
Menager striptizerów wynajmuje więc byłą tancerkę Wandę (Katarzyna Ptasińska), aby udzieliła im kilku lekcji. Jesteśmy świadkami komicznych prób „baletowych”, podczas których Wanda uczy ich podstaw profesjonalnego striptizu. Zakompleksiony Gustaw (w tej roli Piotr Zelt), mieszkający wiecznie z matką asystenta proboszcza przeistacza się w rytmicznie bujającego biodrami przystojniaczka. Niewysoki i zamknięty w sobie Norbert (Michał Meyer) z czasem nabiera energii scenicznej niczym Michael Jackson. Bugi (Sebastian Cybulski) z podwórkowego cwaniaczka i romantycznego gitarzysty staje się rockandrollowcem na miarę Johna Travolty. Z kolei chamowaty kierownik (Michał Lesień–Głowacki) zamienia się w słodkiego, uwielbiającego swoją tłuściutką seksualność żigolaka. Jest jeszcze Żmuda (Wojciech Solarz) i Gustaw (Marek Kaliszuk). Przedstawienie wieńczy finał w wykonaniu „Napalonych Nosorożców”, którzy rozbierają się przed publicznością ze swobodą.
Pomysł powołania do życia zarabiającej na męskim striptizie miejskiej grupie, był w brytyjskiej komedii filmowej „Goło i wesoło” jedynie pretekstem do ukazania innych, wcale nieśmiesznych problemów zwykłych ludzi. Choć jest to komedia, film poruszał także poważne tematy, takie jak bezrobocie, prawa ojców, depresja, impotencja, homoseksualizm, obraz ciała, kultura klasy robotniczej i samobójstwa.
W scenariuszu warszawskiego spektaklu wszystkie te subtelności pominięto w iście polskim stylu. Całemu przedsięwzięciu towarzyszy jedynie troska o rechot publiczności, raczonej pokazami nieporadnego, męskiego striptizu. Aktorzy bardziej błaznują niż grają, ale i również sam tekst (czy raczej jego interpretacja) nie pozwala im rozwinąć skrzydeł.
Wszelkie nadzieje na sensowne potraktowanie tematu ulatują, ustępując miejsca przaśnej zabawie w „gołych facetów”. Zaprzepaszczono świetny pomysł, traktując go jako okazję do sprowokowania kilku salw śmiechu rozochoconej chwytliwym tytułem publiczności.