Co niektórzy młodzi ludzie myślą o swoich profesorach? Strach pisać, bo na pewno są to nieparlamentarne refleksje. Co o nielubianych nauczycielach mówią na przerwach, wie każdy, włącznie z pedagogami.
Ci jednak nie muszą pozostać obojętni na zalewanie wiadrami pomyj, jakiego doświadczają w szkolnej codzienności. Dowodzi tego środowa Rzeczpospolita. Jak podaje gazeta, dwójka siedemnastolatków i jeden szesnastolatek z gimnazjum w Morągu wdała się podczas przerwy w pyskówkę z pedagogami.
Nauczycielka usłyszała: "Co mi zrobisz? Pójdziesz po tego cwela dyrektora?". O zajściu powiadomiono policję.
Teraz stróże prawa i prokuratura wzięli pod lupę wyrostków obrażających więziennym slangiem szkolny personel. Śledczy po raz pierwszy skorzystali z przepisów, które wprowadził były minister edukacji Roman Giertych.
Na ich mocy nauczyciele uzyskali status funkcjonariuszy publicznych.
Kiedyś obrażony nauczyciel mógł tylko odpłacić pięknym za nadobne obniżając ocenę ze sprawowania winowajcy lub wytoczyć mu prywatny proces. Teraz: uwaga!
Nazywasz nauczyciela „małpą, bałwanem, durniem” lub jeszcze gorzej, ryzykujesz sprawą sądową. Pełnoletni uczeń może za to trafić do aresztu. Niesforny małolat – do poprawczaka – przestrzega Rzeczpospolita.