O przyszłości oświaty pisze Dziennik w piątkowym wydaniu. – Pakiet reform jest rewolucyjny, choć rozłożony na lata. W pełni zacząłby obowiązywać w szkołach około roku 2015. Tyle czasu potrzeba, by przedyskutować i zmienić wszystkie potrzebne elementy prawa – nadmienia gazeta.
Jeśli plany się powiodą, płaca pedagogów nie będzie stała, tylko uzależniona od jakości pracy. Zniknęłoby też prawo do wcześniejszej emerytury. Nauczyciele, którzy czują się zmęczeni pracą, mogliby za to zostać przeniesieni do mniej uciążliwego zajęcia w oświacie. Dla pedagogów, których nowe rozwiązania zastaną tuż przed należną emeryturą, będzie możliwość skorzystania z dodatkowego płatnego urlopu.
Trudniej będzie o awans zawodowy. Ma to wymusić konkurencję. – Każdy kolejny stopień w nauczycielskiej hierarchii zawodowej oznacza bowiem podwyżkę. Teraz egzamin dający ten awans zawodowy zdaje 100 proc. podchodzących do niego nauczycieli. Po reformie sito będzie znacznie bardziej gęste.
– Ponadto płace nauczycielskie mają zostać zmodyfikowane tak, aby większa ich część zależała od jakości oceny pracy. Dzięki temu dyrektor szkoły lub samorząd będzie mógł lepiej płacić najlepszym – pisze Dziennik.
Kolejny rewolucyjny punkt: dłuższa praca - nawet 27 godzin tygodniowo zamiast obecnych 18. – W okresie przejściowym rząd proponowałby tzw. ruchome pensum - nauczyciel sam decydowałby, ile godzin chce uczyć ponad obowiązkowe dziś minimum. Oczywiście za większe pieniądze.
Gazeta nadmienia, że gorącym zwolennikiem tych zmian jest premier Donald Tusk. A co na to sami zainteresowani?