Cała sprawa rozpoczęła się od awarii tzw. świeczki w piecyku gazowym do ogrzewania wody, zamontowanym w łazience. Monter, który przyszedł wymienić te część junkersa stwierdził, że całe urządzenie może być potencjalnie niebezpieczne i zostawił czujkę tlenku węgla. Ta włączyła się już po kilku dniach.
Straż pożarna, która została wezwana do mieszkania zaleciła nie korzystanie z piecyka gazowego do czasu uzyskania pozytywnej opinii zakładu kominiarskiego. Jednocześnie strażacy stwierdzili, że używanie junkersa grozi utratą zdrowia lub życia lokatorów mieszkania. W konsekwencji pracownicy gazowni, do czasu wymiany urządzenia, zdemontowali licznik gazowy, stwierdzając jednocześnie że gaz ulatniał się również przy samym przyłączu urządzenia pomiarowego na klatce schodowej.
W tej sytuacji pani Małgorzata, jej mąż oraz pięcioro dzieci zostali odcięci od źródła gazu do piecyka i kuchenki.- Początkowo pracownicy ZGL-u twierdzili, że nie zamontują nam nowego junkersa, gdyż nie było go wymienionego w protokole zdawczo – odbiorczym, który był aneksem do umowy najmu lokalu – mówi M. Tiahnybok. - Potem jednak znaleźli go w umowach z poprzednimi lokatorami mieszkania, jednak jak do tej pory nie możemy się doczekać wymiany piecyka. W tej sytuacji od ponad tygodnia moje dzieci muszą się stołować u mojej sąsiadki. Co gorsze syn niedawno wrócił ze szpitala. Jak mam mu wytłumaczyć, że podobnie jak jego rodzeństwo nie może się umyć pod bieżącą wodą? – pyta lokatorka mieszkania komunalnego.
Wygląda na to, że ciężkie dni dla naszej Czytelniczki i jej rodziny potrwają jeszcze przez jakiś czas. Jak mówi dyrektor ZGL Jerzy Lenard - montaż nowego piecyka gazowego w mieszkaniu pani Małgorzaty zostanie przeprowadzony do końca tego tygodnia. - Zostało już wydane zlecenie wykonania tych prac, jednak musimy zamówić odpowiednie urządzenie – mówi J. Lenard.