Jedną z największych zagadek poszukiwaczy skarbów w drugiej połowie XX wieku jest miejsce ukrycia Bursztynowej Komnaty ¬ skarbu, który pod koniec II Wojny Światowej z Królewca został przewieziony transportem kolejowym w kierunku zachodnim. W piechowickiej fabryce i sztolniach miała znajdować się nie tylko Bursztynowa Komnata, ale również „Skarb Wrocławia”, czyli cenne przedmioty oddane przez ludność Dolnego Śląska do depozytu.
W połowie lat dziewięćdziesiątych polski odkrywca rozpoczął poszukiwanie skarbów ukrytych w Górze Sobiesz. Zdjęcia pochodzą z wykopów prowadzonych jeszcze w 2008 r. Na czerwono zostało zaznaczone miejsce przeprowadzenia próbnych odwiertów na, które były głębokie nawet na 30 m. Żółty obszar to rozlokowanie tzw. bunkrów. X1 oznacza miejsce prac docelowych, a X2 największą zagadkę Góry Sobiesz - pojedynczy bunkier stojący po tej stronie góry, którego pozostałości infrastrukturalne prowadzą zbrojonym kanałem w głąb wzniesienia. Budowla ta swym kształtem nie wskazuje na funkcje jakie miały niegdyś bunkry, lecz jedno okno i grubość ścian już tak. Interesująca jest także obecna w obiekcie sieć elektryczna, pozostałość po urządzeniach, która biegnie w głąb ziemi.
Pogłoska mówi, że pod koniec 1944 roku z zakładów w Piechowicach odjechał pociąg wypełniony po brzegi kosztownościami zarówno sztabami złota, jak i skarbami kultury. Miały to być nie tylko depozyty ludności, ale głównie depozyty banków, muzeów i galerii. Pociąg ten miał po dobudowanym torze wjechać do podziemi góry Sobiesz, które następnie zostały zasypane razem z eskortą.
Na początku lat trzydziestych w Górze Sobiesz Niemcy prawdopodobnie zaczęli drążyć podziemną fabrykę. Podobno teren prac ogrodzono, a miejscowej ludności zakazano wstępu także na sąsiednią gorę Drzymały. Według naocznych świadków, do których dotarł polski odkrywca, pod koniec 1944 r. zaczęto zwozić olbrzymie ilości skarbów zrabowanych w Europie przez Niemców.
Zakłady Karelma w Piechowicach w czasie II wojny światowej zajmowały się produkcją zbrojeniową. Wytwarzano w nich między innymi części do torped. Na terenie zakładu zbudowano nawet specjalny basen do ich testów. Część fabryki mogła znajdować się w masywie Góry Sobiesz. Zachowała się niewielka betonowa budowla, przypominająca wartownię i podziemny zbiornik, do którego prowadzą dwie studzienki.
Jedną z pozostałości po tej produkcji była także bocznica kolejowa, co w pośredni sposób świadczy o wielkości produkcji zbrojeniowej. Widoczne są też ślady po rozbudowanym systemie odwadniającym, który potrzebny był do bliżej nieokreślonego kompleksu ukrytego w ziemi. Choć mogła to być pozostałość po starych wyrobiskach górniczych, jednak jest zbyt rozległa, jak na potrzeby jedynie sztolni. Istnienie podziemi potwierdza tak zwany „domek”, budowla wartownicza (strzegąca no właśnie czego?), która stoi przy nieistniejącej już drodze, biegnącej w głąb góry.
W zboczu góry Sobiesz jest też kilka wydrążonych sztolni. Aktualnie są one schronieniem dla setek nietoperzy. Bowiem w jednej z zakratowanych jaskiń znajduje się malowniczy rezerwat nietoperzy. Koło tzw. skałek przy drodze z Piechowic na Cicha Dolinę i koło Grzybowskich znajdują się dwa wejścia, zamknięte stalowymi bramami. Odchodzące od nich zasypane tunele łączą się w odległości 40 metrów z poprzecznym korytarzem, od którego odchodzą odgałęzienia m.in. do tzw. magazynu, czy do miejsca, gdzie w czasie wojny stał drewniany domek, będący prawdopodobnie koszarami wartowników. Tu znajduje się szyb, którym można wydostać się na powierzchnię. Następne wejścia zlokalizowano pod oddaloną około 100 metrów od skałek łąką oraz w znajdującym się obok parowie.
Według legendy Góra Sobiesz miała być podzielona na cztery części, a każda z nich była pilnowana przez SS-mana. Każdy z czterech SS-manów pilnujących tego terenu miał mieć mapkę jednej z części podziemnych tuneli. Badacz zajmujący się Górą Sobiesz miał otrzymać od żyjącego jeszcze „strażnika” taką mapkę, m.in. na której podstawie później prowadził badania.
Podczas wierceń i badań radarem w podziemnych labiryntach zlokalizowano betonowy tunel, przez który nie udało się przewiercić. Miejsce to badano również termowizyjnie, elektrooporowo i manometrem protonowym. Metody te okazały się jednak mało skuteczne w górach, gdzie warstwy geologiczne i uskoki oraz podziemne cieki zmieniają strukturę gruntu co kilka metrów. Przy okazji podpisania umowy w latach dziewięćdziesiątych z RP na wydobycie „skarbu”, której rząd nie dotrzymał, Urząd Ochrony Państwa, jak twierdził poszukiwacz, zabrał mu całą dokumentację dotyczącą Piechowic.
Z Sobieszowa na miejsce poszukiwań można dotrzeć pieszo na 2 sposoby: wzdłuż drogi do Piechowic, ścieżką po łące, następnie wejście do lasu - kolor niebieski (czas ok. 20 min.) lub leśną drogą koło starego kamieniołomu, droga z pięknym widokiem na zamek Chojnik - kolor czerwony (czas ok. 30).
Niestety podziemne prace prowadzone w 2008 r. nie przyniosły większych rezultatów. Możliwe, że badacz pomylił się w obliczeniach, choć do dziś krążą plotki, o tym, że miejsce to jest zaminowane i dlatego dostęp do „skarbu” jest utrudniony. Miny miałyby być porcelanowe, dlatego też niemożliwe do odnalezienia przez wykrywacz metali. W pobliskim zagajniku nadal mieszkańcy Piechowic spotykają porzucone betonowe repliki torped i bomb.