Sztandarowa inwestycja ekipy Marka Obrębalskiego trafiła pod lupę dziennikarzy Polskiej Gazety Wrocławskiej. Piszą ostro: – po lodowisku w Cieplicach nie da się jeździć. Samorząd wydał na ten bubel 500 tysięcy złotych.
Później następuje cała księga skarg. Że lodowisko otwarto za szybko, bo tylko takim terminem dysponował Piotr Borys, wicemarszałek województwa, który osobiście zaszczycił uroczystość. Tafla jest za cienka: choć po pierwszej usterce (ktoś przebił łyżwą lód i uszkodził rurkę z płynem chłodzącym) obiekt naprawiono, to środek lodowiska odgrodzono pachołkami i sznurkiem, by nie doszło do ponownego uszkodzenia instalacji. – Z wylaniem grubszej warstwy lodu są kłopoty, bo ślizgawka nadal jest krzywa. Na środku wybrzuszyło się, a z jednego krańca do poziomu brakuje kilku centymetrów – wylicza gazeta.
Dlaczego tafla krzywa? Bo zapadł się grunt. Dlaczego zapadł się grunt? Bo ustawiali je pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej. Nie mają doświadczenia w budowaniu lodowisk, bo nie mieli kiedy go zdobyć. Ale postępowali zgodnie z instrukcją obsługi.
Samorządowcy w osobie zastępcy prezydenta miasta Zbigniewa Szereniuka zapewniają, że jeśli nie da się usterek usunąć, lodowisko zostanie rozmrożone, a tafla ułożona na nowo. Ale lodowiska w mrozy – naturalną koleją rzeczy – rozmrozić się nie da. Dlatego amatorzy ślizgania się będą korzystać z krzywej ślizgawki ze środkiem ogrodzonym taśmą.
500 tysięcy złotych to koszt zakupu. Utrzymanie obiektu w sezonie to dodatkowe 35 tysięcy. Może być taniej, ale nie ma firm zainteresowanych reklamą. Na razie miejsce na banery są puste.