Stanisław Nagajek pochodził z Trzcińska. Z wykształcenia był technikiem drzewiarzem, jednak jego niezwykłe talenty odkryto już w jego młodości. Jak pisała Sylwia Lercher w artykule „Janowice, Janowice” zamieszczonym w 2006 roku w Jelonce.com, kiedy powstał Teatr Animacji w 1978 roku, ówczesny założyciel placówki Andrzej Dziedziul przyjął go jako adepta. W teatrze pracował 10 lat, był aktorem. - Kiedyś pojechałem z kumplami na Sylwestra – wspominał S. Nagajek. - Mieliśmy wrócić 3 stycznia, bo mieliśmy już opłacone spektakle. Bawiliśmy się, aż któregoś dnia zorientowaliśmy się, że jest 15-sty... – dodał. Później pracował w Teatrze Polskim we Wrocławiu, ale niezbyt długo. Muzyk sam otwarcie mówił, że stracił pracę przez alkohol. Po roku poznał kobietę i założył rodzinę. - Mam córkę, mieszka w Lublinie. Bardzo za nią tęsknię - zwierzał się Nagajek. Znajomi zmarłego dodają dzisiaj, że niespełnionym marzeniem Stanisława Nagajka była szczera rozmowa z córką…
Przez wiele lat Stanisław Nagajek żył sam. By zarobić na jedzenie, papierosy i alkohol, grał i śpiewał na ulicach . Najczęściej jeleniogórzanie mijali go na Majówce, ale nie tylko. Jego ulubieni wykonawcy to Awdiejew, Wysocki. Miał jednak i własne kompozycje, które zebrał w całość i nagrał płytę w prywatnym studiu. Okładkę zaprojektował mu jeden z jeleniogórskich grafików. Płyta sprzedawała się świetnie. - Polacy, którzy mieszkają za granicą, ale przyjeżdżają do nas na urlop, chcą mieć pamiątkę - mówił Stanisław Nagajek w wywiadzie z Sylwią Lercher. - Wiem, że moje płyty są w całej Europie, w Ameryce, Kanadzie, a nawet Australii – dodał . Ci, którzy ją słyszeli, twierdzą, że są zdumieni tak intelektualnymi tekstami i tym, że całość brzmi jak Bob Dylan.
Ale nie tylko ze śpiewania z charakterystyczną chrypką i gry na gitarze znany był Stanisław Nagajek. Jego ciągła obecność na ulicach Jeleniej Góry sprawiła, że było on rozpoznawany i zaczepiany nie tylko przez mieszkańców. Często podchodzili do niego ludzie i powierzali mu swoje kłopoty.
- Wiem, kto na co choruje, kto ile zarabia, kto ma w domu remont - opowiadał muzyk.
Nie zawsze to jednak przekładało się na szczodrość słuchaczy. Były dni, kiedy w kapeluszu, do którego zbierał datki, nic nie było. To jednak go nie zrażało. - Gram i śpiewam, bo tu lubię - mówił. - A kiedy widzę, że ktoś chce się przyłączyć do śpiewania, albo jakieś dziecko tańczy na ulicy do moich piosenek, jestem naprawdę szczęśliwy – opowiadał.
Dzisiaj jeden z naszych Czytelników wspomina, że Stanisław Nagajek miał niezwykłe poczucie humoru. - Kiedyś dałem Stasiowi gitarę. Zabawnie wtedy powiedział o niej „To teraz zostaniesz ulicznicą” i na niej grał – napisał w komentarzu Czytelnik podpisujący się Nickiem Sajmon.
Pod artykułem o śmierci Stanisława Nagajka pojawiło się wiele komentarzy, w których internauci piszą, ile wart był ten człowiek dla Jeleniej Góry i mieszkańców. Pojawił się również i taki wpis: "Jest gdzieś na świecie miejsce którego nie zna nikt. Tam zamieszkało szczęście i tam, właśnie tam, tylko tam muszę iść". Wyśpiewałeś sobie Stasiu. Szedł, szedł i doszedł jeleniogórski grajek Staszek Nagajek. Odpoczywaj w pokoju…
Komentarz autorki:
Na forum pod artykułem o śmierci Stanisława Nagajka rozpętała się burza wzajemnych oskarżeń, dlaczego nikt z obecnych fanów czy miejskich służb nie podał ręki muzykowi za życia. Są też i głosy, że po śmierci miasto powinno go uhonorować pomnikiem czy tablicą pamiątkową. A dyskusję podsumowuje taki oto wpis: „Jeżeli naprawdę jako mieszkańcy chcemy uhonorować w jakiś sposób jego osobę i to jak ważnym elementem miasta był dla nas, to moim zdaniem powinniśmy sami się zorganizować i zrzucić na niewielką tabliczkę pamiątkową z tekstem np. "Tutaj grał Staszek Nagajek - wesoły głos Jeleniej Góry" (…). To nie miastu, a mieszkańcom Stasiu był bliski (…). Prawda jest taka, że Staszkowi tutaj już niczego nie potrzeba. Nic mu po tym co tu zrobimy wołając "dla niego”. To my tego potrzebujemy, a jemu nie trzeba już nic, poza naszą modlitwą….”
Angelika Grzywacz- Dudek