Nie potrafię opisać słowami, jak się cieszę – mówi pan Dariusz Śmiałek. – Tym razem wierzyłem, że się uda i stał się cud. Rok temu nie udało mi się zebrać na ten cel nic, bo sześć tysięcy, które wpłacili ludzie poszło na rehabilitację. Tym razem było jednak inaczej, a zaczęło się od tego, że kiedy już straciłem nadzieję podczas pierwszej zbiórki, napisała do mnie pani Ula z Warszawy. Tylko tyle wiem o tej kobiecie, nigdy nie miałem okazji jej poznać. Na facebooku dostałem od niej wiadomość, żebym zakończył nieudaną zbiórkę i rozpoczął nową na portalu „pomoc się liczy”. Ona obiecała, że pomoże mi tę zbiórkę rozpropagować i tak też się stało. W grudniu 2018 zebrałem aż 9 tysięcy złotych. Pozostałe pieniądze udało się zebrać również z pomocą artykułu w Jelonce.com. Dziękuję wszystkim, którzy wpłacając pieniądze dali mi nadzieję, na to, że jeszcze kiedyś będę mógł stanąć na własnych nogach, że będę mógł wyjść na balkon czy stanę w kuchni i coś sobie zwyczajnie ugotuję. Nie liczę na cud, ale lekarze zapewniali mnie, że dzięki przeszczepowi mogę zatrzymać postęp choroby i wrócić do stanu zdrowia sprzed pięciu lat – dodaje jeleniogórzanin.
Dariusz Śmiałek przyznaje, że jeszcze do końca nie dociera do niego fakt, że jego marzenie za chwilę się zrealizuje.
Cały czas o tym myślę, ale wciąż nie mogę uwierzyć – wyznaje niepełnosprawny mężczyzna. – Największe emocje na pewno pojawią się dzień przed wyjazdem. Już mam wszystko zaplanowane. Poprosiłem znajomą, by ze mną pojechała do Łodzi. Znalazłem też przewoźnika. Transport będzie mnie kosztował 1,5 tys. zł. W poniedziałek (18.03) będę musiał wstać o czwartej rano. Zjem coś, napiję się kawy i wyruszę do Łodzi po nowe życie. Z mojej krwi odseparowane zostaną komórki macierzyste, które zostaną wstrzyknięte wzdłuż ciała w „garnitur mięśni”. Będę czuł się jak w ulu, ale dam radę. Najbardziej boję się wkłucia w tętnicę szyjną, bo nie mam siły, by rękami pompować krew. Wierzyłem, że pojadę na ten zabieg w tym roku, ale nie sądziłem, że uda mi się zebrać pieniądze tak szybko. Dzięki tym zbiórkom, zacząłem inaczej patrzeć na ludzi. Teraz widzę, jak wiele jest dobrych osób, pomagających bezinteresownie. Moja choroba nauczyła mnie też, by nie przejmować się tymi, którzy w twarz przykrych rzeczy mi nie powiedzą, ale robią to anonimowo w komentarzach pod artykułami czy na portalach społecznościowych. Kiedyś bardzo się tym przejmowałem, dzisiaj wiem, że nie warto – dodaje jeleniogórzanin.
Jak już pisaliśmy, Dariusz Śmiałek od urodzenia choruje na rdzeniowy zanik mięśni. 19 lat temu, wraz z diagnozą, usłyszał że zostało mu pół roku życia. Później miał przestać nie tylko się poruszać , ale i jeść czy oddychać. Mimo że od ośmiu lat nie chodzi, dzięki rehabilitacji funkcjonuje. Mężczyzna żyje z zasiłku. Jest podopiecznym Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jeleniej Górze, który opłaca mu mieszkanie i prąd, a także zapewnia pomoc w sprzątaniu czy robieniu zakupów trzy razy w tygodniu. Jednak z tego zasiłku po opłatach zostaje mu na życie i leki 300 zł. W chorobie cały czas wspiera go mama.
W dzieciństwie i młodości, nikt nawet nie podejrzewał, że pan Dariusz może być tak poważnie chory.
Biegałem, grałem w piłkę nożną najpierw w klubie w Chojnowie, gdzie chodziłem do Technikum Hodowli Koni, a później w Karkonoszach – wspominał jeleniogórzanin. - Wówczas jedynym objawem mojej choroby – który dostrzegłem po latach dopiero po usłyszeniu diagnozy – były chude jak patyki łydki i bardzo rozbudowane uda. Nigdy jednak nawet nie podejrzewałem, że kiedykolwiek mogę być w takim stanie jak dzisiaj – dodał Dariusz Śmiałek.
Pierwsze objawy choroby pojawiły się u pana Dariusza w wieku 30 lat. Wówczas posłuszeństwa zaczęły odmawiać mu nogi.
Idąc chodnikiem, nie mogłem podnieść nogi na krawężnik – wspomina jeleniogórzanin. - Wcześniej przeszedłem wypadek samochodowy i byłem przekonany, że są to jakieś powikłania i kłopoty od kręgosłupa. Poszedłem do chirurga, który postawił diagnozę: rdzeniowy zanik mięśni. Wówczas usłyszałem, że mam pół roku życia, a po tym czasie nie będę w stanie ani samochodzinie poruszać nogami czy rękami, ani też połykać jedzenia czy oddychać. Zabrzmiało to jak wyrok, ale neurolog dał mi trochę więcej nadziei i wytłumaczył jak choroba może postępować, bo wiadomo, że każdy organizm jest inny. Dzięki intensywnej rehabilitacji trzy razy w tygodniu, finansowanej ze zbiórek, jakoś funkcjonuję. Samodzielnie poruszam się po mieszkaniu, potrafię odgrzać sobie obiad czy zrobić herbatę, chociaż dzisiaj szklanka wypadła mi z ręki i zalałem dywan, a kilka kropli kawy wylądowało na suficie. Na szczęście serce mam zdrowe i mocne, dlatego walczę i wierzę, że nie wszystko stracone – dodaje pan Dariusz.
Mężczyzna zdaję sobie sprawę, że ta choroba będzie postępować i nigdy nie będę już w pełni zdrowy.
Wiem też, że sam przeszczep nic mi nie da i czeka mnie bardzo ciężka praca, by wrócić do sprawności, ale teraz wierzę, że wszystko jest możliwe. Chciałbym by 18 marca był już dzisiaj. Nie mogę się doczekać zabiegu, zżera mnie ciekawość jak to będzie, co będzie, jak przejdę ten zabieg i w jakim stanie wrócę do domu. Wierzę jednak, że ten przeszczep to szansa na moje nowe, lepsze życie – podsumowuje Dariusz Śmiałek.
Od kiedy pan Dariusz przestał samodzielnie chodzić, stał się też więźniem swojego mieszkania. Zajmuje bowiem lokum na trzecim piętrze w bloku przy ul. Noskowskiego, gdzie nie ma windy. Obecnie szuka ludzi, którzy chcieliby się z nim zamienić na lokum na parterze lub w bloku z windą.
To mieszkanie jest spółdzielcze, nie zostało jeszcze przeze mnie wykupione ze względu na moją chorobę, mimo że na wykup potrzebne jest tylko 1200 zł. W minionym roku zgłaszałem do Jeleniogórskiej Spółdzielni Mieszkaniowej chęć zamiany tego mieszkania, ale nikt się nie zgłosił. Może ten rok będzie przełomowy – dodał.
Pierwsza osoba chętna do zamiany już zgłosiła się do p. Dariusza, jednak jej lokum nie odpowiadało niepełnosprawnemu. Czeka zatem na kolejne propozycje.