Czy wzrost statystyk dotyczących pijanych kierowców to skutek wprowadzenia sądów 24–godzinnych w marcu ubiegłego roku? Zdania są podzielone. Jedno jest pewne: teraz każdy posiadacz auta poważnie zastanawia się, czy warto ryzykować, zanim po kielichu usiądzie za kierownicą.
Obszerny raport o pijanych kierowcach w kleszczach wymiaru sprawiedliwości przedstawia poniedziałkowy Dziennik. – Okazało sie, że w porównaniu z 2006 rokiem policjanci zatrzymali o 41 846 mniej pijanych kierowców. Co takiego się stało? To efekt straszenia sądami 24–godzinnymi i dotkliwymi karami, na przykład zatrzymywaniem samochodów na poczet przyszłej grzywny – pisze gazeta.
Mniej optymistyczni są eksperci zapytani przez Dziennik o przyczyny takiego stanu rzeczy. Jeden z nich uważa, że zamiast być na drodze, funkcjonariusze zajmują się wożeniem złapanych pijaków za kółkiem po sądach. I więcej czasu zajmują im biurokratyczne procedury.
Gazeta też wysnuwa inny wniosek: szybkie sądy, które miały być straszakiem na chuliganów i wandali, wcale ich nie przestraszyły, bo procent spraw przeciwko sprawcom takich zdarzeń jest znacznie mniejszy od spodziewanego.
Wbrew zapowiedziom Ministerstwa Sprawiedliwości przyspieszony tryb nie zostanie zlikwidowany, ale zmodyfikowany. Choć minister Zbigniew Ćwiąkalski uważa, że wzrost policyjnych statystyk pod kątem wykrywalności pijanych kierowców to nie efekt przyspieszonego sądownictwa, ale zmian ustawodawczych z 2000 roku, od kiedy jazda po pijanemu przestała być wykroczeniem, a stała się przestępstwem, za które można trafić do więzienia i zrujnować sobie i komuś życie.