W Karpaczu problem z przewoźnikiem rozpoczął się od września. W minionych latach dowożeniem dzieci do szkoły zajmował się bowiem mieszkaniec Karpacza, który posiadał własny autobus. Wówczas rodzice byli zadowoleni z usługi i spokojni o najmłodsze dzieci. Miały one miejsca siedzące i opiekuna, który czuwał nad ich bezpieczeństwem.
W tym roku wszystko się jednak zmieniło. Urząd Miasta w Karpaczu odpowiedzialny za zapewnienie uczniom dojazdu do szkół ogłosił nowy przetarg, a dotychczasowy przewoźnik złożył w ofercie kwotę wyższą, niż zakładał budżet.
Dlatego w przetargu wybrano innego przewoźnika, którego oferta opiewała na niższą kwotę. Wygrała firma przewozowa z Jeleniej Góry, która ma regularne kursy na tej trasie. Uczniowie nie jeżdżą już więc autobusem szkolnym, ale kursowym, na przejazd którymi urząd miasta w Karpaczu zakupił im bilety. Niestety przewoźnik od samego początku budził w rodzicach spory niepokój.
– To jest jakiś koszmar. Dziecko przychodzi do domu i mówi, że znowu musiało stać w autobusie bo nie miało siedzącego miejsca. Dzieci odwozi teraz firma, która mimo interwencji i uwag rodziców, podjeżdża po nie małym busem. Maluchy siedzą po 2 – 3 osoby na jednym siedzeniu, pozostałe stoją całą drogę i nawet nie mają się czego złapać, bo w tym busie brakuje uchwytów – mówi nam jeden z rodziców.
– Nie ma też zabezpieczenia przedniej szyby. Jeśli któregoś dnia kierowca będzie musiał gwałtownie zahamować, dzieci polecą na szybę i zakończy się to tragedią. Sprawę zgłaszaliśmy już do dyrekcji szkoły oraz urzędu miasta. Ponoć ktoś rozmawiał już z tym przewoźnikiem, który obiecał, że będzie przewoził dzieci większym autobusem, nic się jednak nie zmieniło. Poza tym co jakiś czas przewoźnik się spóźnia, często godzinę. Nadchodzą chłody: maluchy będą się od tego czekania na zimnie ciągle przeziębiać. Czy warto do tego stopnia narażać ich zdrowie i życie dla oszczędności? – pytają rodzice, którzy proszą o anonimowość.
Zgłaszanie uwag przez rodziców oraz same nieprawidłowości jakich dopuszcza się przewoźnik potwierdza też Elżbieta Budzińska, dyrektor szkoły podstawowej w Karpaczu. Kobieta jednak rozkłada ręce. Mówi, że szkoła zgłosiła już problem do urzędu miasta i nic więcej zrobić nie może.
– Mieliśmy zgłoszenia nawet od samych pań ze świetlicy, które musiały czekać z dziećmi na autobus po godzinach pracy – mówi. Zdarzyło się, że bus w ogóle nie dojechał. Poza tym zgłaszano nam, że dzieci muszą stać całą drogę, bo brakuje dla nich miejsc siedzących. Pisaliśmy notatki w tej sprawie, informowaliśmy w jakich godzinach jest najwięcej dojeżdżających osób. Wszystko zależy jednak od władz urzędu miasta.
Ryszard Rzepczyński, zastępca burmistrza Karpacza, mówi, że słyszał tylko o dwóch przypadkach spóźnienia się busa, co zostało już wyjaśnione. Nie wiedział natomiast nic o braku miejsc siedzących dla dzieci. – Po raz pierwszy słyszę o tym problemie, może dlatego, że dwa dni temu wróciłem z urlopu niemniej żadna taka informacja do mnie nie dotarła – mówi R. Rzepczyński.
– Zgłaszano mi, dwa przypadki kiedy autobus się spóźnił i okazało się, że miał wówczas awarię na trasie. W drugim przypadku panie odprowadzające dzieci twierdziły, że przewoźnik w ogóle nie dojechał, kierowca twierdził, że był na czas i te rozbieżności zdań miały zostać sprawdzone. O pozostałych przypadkach nic nie wiem. Jeszcze dzisiaj wydam polecenie, by osoby odpowiedzialne za odprowadzanie i doprowadzanie dzieci do autobusu zapisywały numery rejestracyjne tych busów i ilość miejsc siedzących. Jeśli zgłoszenia rodziców się potwierdzą, przeprowadzimy z przewoźnikiem rozmowę, a jeśli ta nie pomoże, zastanowimy się nad zmianą przewoźnika. Nie bagatelizujemy tej sprawy i zajmiemy się nią od zaraz.
Zastępca burmistrza słowa dotrzymał. W dzisiejszej rozmowie telefonicznej poinformował nas, że do urzędu miasta wpłynęła jeszcze jedna skarga od rodzica, którego dziecko przez tłok w autobusie nie mogło z niego wysiąść. Wczoraj, po naszej interwencji, Ryszard Rzepczyński rozmawiał natomiast z przewoźnikiem, który zapewniał, że poranny kurs obsługiwany jest przez autobus, który posiada 50 miejsc siedzących.
- Od dzisiaj przewoźnik zobowiązał się, do wysyłania w trasę takiego samego autobusu o godzinie 14.35, kiedy z przejazdu korzysta najwięcej uczniów - mówi Ryszard Rzepczyński. Dodatkowo osoby odpowiedzialne za odprowadzania dzieci do autobusu będą monitorowały ilość miejsc w każdym z kursów i jeśli dzieci nie będą miały gdzie siedzieć zostanie to nam zgłoszone.
O problemach przewożenia małych dzieci do szkoły mówią też rodzice, których dzieci dojeżdżają do szkoły w Starej Kamienicy. – Stan techniczny autobusu szkolnego, którym jeździ mój 6-letni syn do zerówki do Starej Kamienicy jest po prostu w opłakanym stanie, ledwo się toczy i aż dziw, że nie gubi części po drodze – mówi jeden z rodziców. – Autobus jest cały pordzewiały, ma łyse opony. Sam kierowca powiedział nam kiedyś, że może się on w każdej chwili zapalić, a on nie zdążyłby nawet wyprowadzić z niego dzieci – dodają inni rodzice.
Poza tym jest w nim tylko kilka miejsc siedzących. Pozostałe maluchy muszą stać, a autobusem dojeżdża spora grupa dzieci z Rybnicy, Starej Kamienicy, Pasiecznika, Barcinka i innych wiosek. W gminie są trzy autobusy szkolne. Jeden nowy, którym jeżdżą starszaki, drugi którego stanu technicznego nie znamy, oraz ten trzeci, którym jeżdżą 5-latki, a który jest w najgorszym stanie.
– Jest to jakaś bzdura, mamy trzy autobusy szkolne i wszystkie są w idealnym stanie technicznym – mówi Zofia Świątek, sekretarz gminy Stara Kamienica. W okresie wakacyjnym przeprowadziliśmy gruntowny remont tego autobusu. Wyremontowana została również jego blacharka. Jedyne co nie zostało w nim wymienione to siedzenia. Poza tym my jako gmina nie mamy żadnego obowiązku dowożenia pięciolatków i przedszkolaków do szkoły. Jest to tylko dobra wola gminy. Podejrzewam, że informacje przekazał państwu jakiś złośliwy rodzic, któremu nie przyjęto dziecka do przedszkola.