To temat z dzisiejszego wydania Dziennika. Inwigilowanie podwładnych bez ich wiedzy jest w Polsce przestępstwem – twardo stwierdza gazeta przyznając od razu, że mało kto o tym wie. A tę niewiedzę wykorzystują szefowie, którzy nie ograniczają się tylko do rutynowej kontroli tego, co pracownik robi na swoim stanowisku.
Najbardziej zagrożeni są ci pracownicy, którzy korzystają z komputera. A takich jest coraz więcej. – Każdy kontakt e-mailowy, czy inny w Internecie pozostawia ślad – alarmują specjaliści. Wiedzą o tym przełożeni, którzy „śledzą” poczynania swoich podwładnych w sieci. – Jest możliwe „podglądanie” ploteczek na gadu-gadu wówczas, jeśli komputery w firmie są wpięte do jednej sieci. Szefowie, ciekawi co rzeczywiście sądzą na ich temat pracownicy – a o szczerość przed komunikatorem internetowym najłatwiej – nie wahają się, aby to kontrolować.
Do tego rozbudowane systemy monitoringu wizyjnego. Pod pozorem zmuszenia ludzi do bardziej efektywnej pracy, kamery są wykorzystywane do najzwyklejszego podglądania. Pracownik jednej z firm zajmujących się montażem takich systemów opowiada Dziennikowi, jak to prezes pewnej kliniki zamówił instalację urządzeń w każdym gabinecie i zażyczył sobie możliwości oglądania obrazu nawet w domu.
Dziennik wspomina o innych metodach na „inwigilację” pracowników. Zainstalowanie w samochodzie służbowym modułu GPS pozwala na namierzenie, gdzie w danej chwili znajduje się pracownik. Licznik rejestracji stron internetowych umożliwi zmierzenie czasu, jaki podwładny spędził na surfowaniu po sieci. Zdalnie sterowane kamery, z których obraz odtwarza dowolny komputer, dają możliwość podglądu stanowisk pracy podwładnych ich szefowi nawet wówczas, kiedy jest on na wakacjach.