Taką poprzeczkę postawiono kandydatom do pracy w wydziale spraw obywatelskich urzędu w Legnicy. Dla dziesięciu kandydatów przygotowano test, który miał wyłonić najlepszego z nich. Sekretarz miasta wpadł na pomysł, aby egzamin niekoniecznie dotyczył znajomości przepisów, ale wiedzy ogólnej.
Wymyślił pytania, na które odpowiedź powinien znać porządny gimnazjalista: Co to jest liczba pi? Jak brzmi prawo Archimedesa? Co powstaje z ropy naftowej? Które góry oddzielają Europę od Azji? Na czym polega fotosynteza? I – wreszcie – kim był Stefan Kisielewski? – wylicza Polska Gazeta Wrocławska, która o sprawie informuje.
Taki test był sporym zaskoczeniem dla zasiedziałych od lat pań i panów w zarękawkach. Wielu z nich powiedziało, że na większość z tych pytań odpowiedzi nie zna, bo taka wiedza nie jest potrzebna urzędnikowi wydającemu zaświadczenia i przybijającemu pieczątki.
Jak się okazało, nie wszyscy kandydaci zdali na piątkę. Niektórzy mylili Kisielewskiego z Kieślowskim. Ale ocena z egzaminu nie będzie wiążąca, bo chętni do pracy będą musieli poddać się także sprawdzianowi z wiedzy merytorycznej.
Problem jednak pozostaje: chodzi o kwalifikacje i ogólną ogładę ludzi pracujących w urzędach, będących funkcjonariuszami państwa i samorządu. Jak się okazuje, pozostawia ona sporo do życzenia.
Ciekawe, jakie wyniki przyniósłby taki test w Jeleniej Górze. Na szczęście dla kandydatów jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby naśladować legnicki przykład. Ale wszystko przed nimi.