W nocy 11 września 2009 sprawca wszedł do budynku, w którym mieszkała 68 – letnia Weronika Balicka. Włamał się wybijając okno w piwnicznym okienku. Znał układ mieszkania, bo 10 lat wcześniej był w nim razem z księdzem, chodząc jako ministrant po kolędzie.
Artur D. wszedł do sypialni Weroniki Balickiej i zażądał pieniędzy, a kiedy lokatorka nie chciała ich wydać, zadał jej dwa ciosy przyniesioną ze sobą siekierą. Kobieta broniła się na tyle skutecznie, że obrażenia nie zagroziły życiu. Kiedy napastnik zabrał portfel z pieniędzmi, na drodze stanął mu jednak 88 – letni Jan Z., któremu złodziej również zadał dwa ciosy siekierą i uciekł. Obrażenia 88 latka okazały się na tyle poważne, że gdyby nie natychmiastowa pomoc medyczna, straciłby życie.
Sprawca początkowo przyznał się do winy, szczegółowo opisał przebieg zdarzenia podczas eksperymentu procesowego i spójnie opisywał sposób i ilość zadanych ciosów. W trakcie śledztwa wycofał się jednak z tych zeznań i twierdził, że jest niewinny.
Wczoraj w Sądzie Okręgowym w Jeleniej Górze przesłuchano ostatniego ze świadków w tej sprawie. Jego zeznania nie miały jednak istotnego znaczenia. Przed zamknięciem przewodu sądowego i głosami stron pełnomocnik poszkodowanych, mecenas Joanna Czelusta-Zagajewska wnioskowała o ponowne przesłuchanie biegłego z zakresu medycyny sądowej oraz ordynatora oddziału, na który Weronika Balicka trafiła tuż po zdarzeniu.
Sędzia obydwa wnioski jednak odrzucił jako niezasadne. W ostatniej mowie prokurator Katarzyna Wójcik-Kurcio, która żądała dla oskarżonego łącznej kary 15 lat więzienia, szczegółowo omówiła przebieg działania sprawcy, jego motyw i bezwzględność. Za dowody potwierdzające winę oskarżonego przytoczyła pierwotne zeznania Artura D., jego dwukrotny szczegółowy opis zdarzenia i drogę ucieczki podczas eksperymentu procesowego i przesłuchania.
Wskazywała, że oskarżony podczas wizyty z policją w mieszkaniu pani Balickiej doskonale orientował się w usytuowaniu i rozkładzie pomieszczeń. Prokurator przypomniała też, że oprawca, jak i jego głos został rozpoznany przez poszkodowaną. Późniejsze wycofanie się z zeznań Artura D. tłumaczyła jako próbę uniknięcia kary.
Prokurator próbowała też udowodnić, że człowiek w wieku oskarżonego, zdrowy i prawidłowo rozwinięty, biorąc siekierę do ręki i włamując się z nią do cudzego domu, a następnie używając jej musiał zdawać sobie sprawę, że może kogoś zabić i zgadzał się na to.
Pełnomocnik poszkodowanych żądała dokładnie takiej samej kary jak prokuratura. Mówiła o lękach, jakie do tej pory odczuwa poszkodowana, o jej budzeniu się o drugiej w nocy z krzykiem. Przekonywała, że zachowanie oskarżonego było naganne, bestialskie i brutalne, przez co całkowicie zniszczyło poczucie bezpieczeństwa poszkodowanych.
Mecenas Mariusz Starosta, obrońca oskarżonego, wnioskował o unieważnienie. Próbował udowodnić, że szkieletem w procesie były zeznania Artura D. i jego przyznanie się do winy. Mecenas twierdził, że wszystkie czynności były prowadzone pod te zeznania. Wykazywał na brak wyraźnych dowodów, jak nieodnalezienie siekiery czy brak odcisków palców w mieszkaniu poszkodowanej.
Próbował też udowodnić, wątpliwości, które miała poszkodowana podczas rozpoznawania oskarżonego. Równorzędnie wnosił też o zmianę kwalifikacji czynu, próbując przekonać sąd, że jego klient nie chciał nikogo zabić, bo jego celem była kradzież, a nie zabójstwo.
Argumenty prezentowane przez obrońcę w pierwszej części nie przekonały sędziów. Sąd uznał, że Artur D. jest winny zadania dwóch ciosów siekierą Weronice Balickiej i kradzieży portfela o wartości około 40 zł. Zmienił jednak kwalifikację czynu uznając, że skazany nie chciał bezpośrednio zabić Weroniki Balickiej. Za zadanie dwóch ciosów siekierą oraz kradzież portfela skazał sprawcę na 8 lat pozbawienia wolności.
Sąd uznał też Artura D. winnego tego, że przewidując możliwość pozbawienia życia Jana Z. i godząc się na nią zadał mu dwa ciosy siekierą i wymierzył mu 12 lat wiezienia. Łączna orzeczona kara wyniosła 13 lat więzienia i 30 tys. zł nawiązki dla Weroniki Balickiej. Zdaniem sędziego wina oskarżonego nie budziła żadnych wątpliwości i była bezsporna, a dowody w sprawie wystarczające.
Na ogłoszeniu wyroku poszkodowani nie pojawili się. Zdaniem pani pełnomocnik byłoby to dala nich za duże przeżycie. Wyrok nie jest prawomocny. Po wyroku prokuratura zapowiedziała, że zastanowi się nad apelacją, co do której wątpliwości nie miała natomiast obrona Artura Z.