Kominiarze mają pełne ręce roboty. W stolicy Karkonoszy wciąż bardzo wiele mieszkań ogrzewanych jest węglem lub koksem. Coraz modniejsze są opalane drewnem kominki.
– Zrobiło się chłodno, ludzie chcą napalić w piecach. Okazuje się, że nie chce się palić, bo nie ma ciągu – mówi Jacek Bugaj, czeladnik kominiarski. Wtedy dopiero mieszkańcy przypominają sobie o kominiarzach.
– Zgodnie z rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych i administracji przewody dymowe powinny być sprawdzane co najmniej cztery razy w roku, przewody spalinowe dwa razy i wentylacyjne co najmniej jeden raz w roku – wyjaśnia Leszek Rzuciło, kierownik Kominiarskiej Spółdzielni Pracy św. Florian.
Gromadząca się sadza w kominach może spowodować pożar i zaczadzenie domowników. Niedopilnowanie lub próba zaoszczędzenia pieniędzy na kominiarzu to wielkie ryzyko.
– Może się wydawać, że jeśli nie sprawdzimy komina lub wentylacji w tym roku, to możemy zrobić to w przyszłym – mówi jeden z kominiarzy.
Ludzie bardzo często zasłaniają kratki wentylacyjne sądząc, że w ten sposób uchronią mieszkanie przed chłodem. Do tego zakładają bardzo szczelne okna. Wówczas przez brak obiegu powietrza zabójczy czad może się wydzielać z piecyka gazowego.
Tak właśnie stało się trzy lata temu w Kowarach, kiedy w mieszkaniu zginęły cztery osoby. Przypadki zaczadzeń odnotowano też w Jeleniej Górze.
Tymczasem koszty usług kominiarskich nie są wygórowane.
– Za przeczyszczeniu przewodu kominowego zapłacić trzeba od trzydziestu pięciu do pięćdziesięciu złotych – mówi Leszek Rzucidło. Za sprawdzenie stanu technicznego przewodu kominowego budynku – sto złotych. Instytucje muszą zapłacić około 150 zł.