Przyjechałem do Jeleniej Góry trzy lata temu z ukraińskiej Winnicy. Kiedy zapraszam kolegów stamtąd, to ciągle Jelenia Góra myli im się z Zieloną Górą. Podobny przypadek miałem ze swoim tatą. Przez trzy lata opowiadałem mu, gdzie mieszkam, studiuję, namawiałem, by przyjechał. W końcu postanowił tu poszukać sobie pracy i co? Znalazł ją, kupił bilet na autobus i już miał jechać, kiedy okazało się, że mój tata wybiera się do… Zielonej Góry. W ostatnim momencie go zatrzymałem.
Na początku mojego pobytu w Jeleniej Górze, często musiałem posługiwać się tłumaczem Google (nadal to robię, choć coraz rzadziej). I boli mnie to, że nawet Google myli nazwę Jeleniej Góry z Zieloną Górą. Jak tłumaczę na ukraiński lub na rosyjski, to pokazuje mi, że Jelenia Góra to Zielona Góra, serio! Może ja czegoś nie wiem, przegapiłem, nie nauczyłem się? Teraz przypominam sobie, jak często posługiwałem się tłumaczem i wysyłałem znajomym informacje że jestem w Zielonej Górze…
O co chodzi? O to, że tamto miasto potrafi się wypromować, a nasze nie? Dlaczego stolica Karkonoszy z Karpaczem, a także Szklarską Porębą i Świeradowem Zdrój o rzut beretem jest omijana przez turystów, choć miasto jest piękne i ma wiele do zaoferowania? A może właśnie nie ma?
Kiedy przyjechałem tu z Ukrainy przeraziło mnie coś. Wszyscy wiemy, że w Polsce i na Ukrainie są najpiękniejsze dziewczyny. I na Ukrainie przyzwyczaiłem się do kobiecej urody. A tu przez cały miesiąc w Jeleniej Górze nie spotkałem żadnej dziewczyny, która by mi wpadła w oko. W końcu zapytałem kolegę jeleniogórzanina: gdzie są te piękne dziewczyny? – Nie musisz się martwić, wyjechały na wakacje, ale wrócą – usłyszałem.
Czy rzeczywiście młodzi jeleniogórzanie, którzy stąd wyjechali na studia, do pracy czy w poszukiwaniu lepszego życia zechcą tu wrócić? A jeśli nie zechcą, to dlaczego – to pytanie do władz miasta.