Ci, którzy zdecydowali się powitać nowy rok w lokalach, nie zawsze wrócili naładowani pozytywną energią na cały rok. Z restauracji, którą wybrali, wyszli nie tylko głodni, ale i zniesmaczeni.
– To, co nam zaproponowano w tym roku za 350 zł od pary, to absurd – mówi rozgoryczony i zawiedziony Robert Odwarzny o sylwestrze spędzonym w znanej cieplickiej restauracji. – Firma zamiast na jakość postawiła na gości, których upchano w pomieszczeniach ponad stan. Posadzili nas przy malutkich stolikach, przy których dosłownie nie można było się ruszyć – opowiada. Wcześniej stoliki były rozstawione inaczej i nikt nie spodziewał się takiego zagęszczenia.
Dodaje, że na parkiecie było także ciasno. – Czułem się nie jak na balu ale na jakimś spędzie – dodaje. Kiedy ze znajomym zaczęliśmy w końcu śpiewać sobie przy stoliku obsługa restauracji przyszła nas upomnieć, że tak nie wypada.
Niestrudzony Robert Odwarzny wraz z żoną Wiesławą i parą znajomych postanowili więc, że jeśli nie mogą się bawić, bo nie ma gdzie, nie mogą śpiewać, bo nie wypada, to może chociaż coś zjedzą,
W końcu na ten wieczór czekali cały rok, nie mówiąc już o pieniądzach, które zapłacili właścicielom restauracji. Wielkie było jednak ich zdziwienie, kiedy na stoły wjechały dania.
– Na początek dostaliśmy zupę gulaszową w salaterkach wielkości filiżanki, że dosłownie mieliśmy problem z włożeniem do niej łyżki, nie mówiąc już o zawartości zupy, w której po wielkich trudach dostrzegliśmy kawałeczek grzybka i jakieś przyprawy – wspomina Odwarzny.
Później po jednym krokiecie na osobę plus barszcz i dwa śledzie pokrojone na małe kawałeczki. Wszystko to obłożono kawałkami jabłka i papryki. Na drugim talerzu kawałeczki wędliny. Do tego polano rosyjskie wino musujące za pięć złotych w sklepie i jakiś alkohol podobnej jakości.
– Po drugiej w nocy zaserwowano rybę w galarecie, której nikt nie chciał jeść i jakby tego wszystkiego było mało, o czwartej rano podano po kawałku kremowego ciasta, na który każdy po wypiciu tego szampana nie mógł patrzeć. Żeby natomiast dostać dodatkowy sok lub herbatę musiałem pół godziny biegać za kelnerem – opowiada pan Robert.
– Zorganizowaliśmy najtańszy sylwester w mieście. Koszt orkiestry i wyżywienia wynosił sto siedemdziesiąt złotych od osoby – mówi nam Jan Piecuch, właściciel restauracji. – Nie wiem, czego spodziewali się ci, którzy do nas przyszli. Uważam, że my podaliśmy dokładnie to, co było w karcie a sylwester był został dobrze zorganizowany. W poprzednich latach menu było niemal takie same i wszyscy byli zadowoleni. Za takie pieniądze nie można było podać do stołu niczego innego – podkreśla.
Zgłosili się do nas jednak Czytelnicy, którzy za sylwester również w restauracji zapłacili w tym roku po sto pięćdziesiąt złotych od osoby. Oni jednak mają miłe wspomnienia.
– Było po prostu fantastycznie – mówi Ewelina Krokus, z Jeleniej Góry. Jedzenia było po prostu mnóstwo, fajna orkiestra, przyjazna obsługa i ciepła atmosfera. Wszystko, co potrzebne jest w noc sylwestrową.
Miejmy nadzieję, że właściciele owej znanej cieplickiej restauracji, która po tegorocznym sylwestrze nie wpisała się pozytywnie w pamięć części klientów, wyciągną wnioski i zaproponują gościom bardziej udane zabawy karnawałowe i pełen pozytywnych wrażeń bal sylwestrowy 2008/2009.