Gdyby nie rozgłos medialny w obronie wodospadu Podgórna przed zapędami inwestorów, którzy chcą tam zbudować elektrownię wodną, historia nie wyszłaby na jaw.
Niestety, mimo fali protestów i dziesiątek pism wysłanych przez obrońców wodospadu na rzece Podgórna, starostwo jeleniogórskie nie zamierza się wycofać z podjętych decyzji.
– Stanowisko starostwa jest niezmienne. Przekazując do rozpatrzenia wojewodzie nadesłane odwołania znowu wykazano niezrozumiały, a może właśnie zrozumiały pośpiech. Nie odczekano nawet do końca okresu odwoławczego i w ten sposób w zasadniczym piśmie nie znalazło się odwołanie przygotowane przez Kancelarię Adwokacką mecenasa Janusza Grodzińskiego – poinformował nas Maciej Popkiewicz, jeden z inicjatorów obrony kaskady.
Urząd wspomina, że wniosek złożony przez inwestora jest kompletny. – Pominięto też jakąkolwiek próbę ustosunkowania się do fałszerstwa dokumentów, kłamstw i nieprawdziwych informacji zawartych w raportach, do naruszenia planu zagospodarowania przestrzennego gminy, do opracowania operatu wodnoprawnego przez osobę nie posiadającą uprawnień – wylicza Maciej Popkiewicz.
Tymczasem wiele wskazuje na to, że zamieszanie wokół planów budowy elektrowni wodnej nad popularną kaskadą ma swoje źródło w piśmie, które gmina Podgórzyn przesłała do Bartłomieja Bekasa, właściciela gruntu, 10 listopada 2005 roku. Gdyby tego dokumentu nie było, nie byłoby sprawy.
Zaświadczenie, skierowane do Bartłomieja Bekasa w punkcie drugim informuje go, że na obszarach w pobliżu wodospadu... „obowiązuje zakaz zabudowy, który nie dotyczy urządzeń infrastruktury technicznej realizowanej dla potrzeb lokalnych, w tym elektrowni wodnych”... W końcowym zdaniu tego pisma stwierdza się, że ... „stanowi uzupełnienie informacji zawartych w zaświadczeniu wydanym przez tutejszy urząd w dniu 16 sierpnia 2005 roku”.
Pod tym dokumentem podpisała się ówczesna sekretarz gminy – Agnieszka Bobkier. Sprawę w urzędzie prowadził wymieniony w piśmie: Bogdan Rutkowski.
Wójt gminy Podgórzyn – Anna Latto mówi, że zajęła się tą sprawą, która wydarzyła się w czasie sprawowania gminnej władzy poprzedniej kadencji. Jednak kontakt z byłą panią sekretarz jest utrudniony, bo wyjechała poza Jeleniogórskie.
Natomiast zatrudniony nadal w gminie B. Rutkowski nie wie, jak to się stało, że we wspomnianym zaświadczeniu z 10 listopada ubiegłego roku znalazł się dopisek zaznaczony pogrubionym drukiem, którego wcześniej nie było w żądnym dokumencie.
Nie było go również w żadnym z planów przestrzennego zagospodarowania gminy z lat 2000 i 2001. – Gdyby nie szum medialny związany z obroną wodospadu, cała historia nie wyszłaby na jaw. Myślę, że teraz powinna się tym zająć prokuratura. Wyraźnie złamano prawo – powiedziała A. Latto.
Robert Tarsa wójt gminy poprzedniej kadencji był nieuchwytny od piątku, 3 sierpnia. Wyjechał służbowo (jest dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego) i nie odbierał telefonów.
W związku z tym nie odpowiedział na pytanie: jak to się stało, że jako szef gminy tamtej kadencji dopuścił do tego, by tej treści pismo dotarło do właściciela gruntu oraz późniejszego inwestora.
Ta historia pasuje jak ulał do afery z eksposłanką Aleksandrą Jakubowską, którą oskarżano o zmianę w ustawie o radiofonii i telewizji, polegającą na tym, że sama dopisała słynne „i ... czasopisma”.
W naszym lokalnym przypadku we wspomnianym zaświadczeniu niczym diabeł z pudełka wyskoczyło: „w tym elektrownie”. Można mieć tylko nadzieję, że tę tajemniczą historię wyjaśni prokuratura.