Punkt Pomocy Weterynaryjnej znajdujący się na Dworcu Głównym każdego dnia pomaga dziesiątkom zwierząt, które dotarły do Wrocławia z Ukrainy. Uchodźcy, którzy mają ze sobą koty, psy czy fretki mogą się tam zgłaszać i uzyskać pozwolenie na legalne przebywanie ich pupili nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach Unii Europejskiej. Oprócz spraw urzędowych, czworonogi mogą tam otrzymać pierwszą pomoc po wyczerpującej drodze.
Uniwersytet Przyrodniczy ma swój duży udział w budowaniu tego wyjątkowego miejsca - właśnie tam we współpracy z wolontariuszami z całego miasta, pomoc weterynaryjną zapewniają ramię w ramię studenci jak i lekarze weterynarii pracujący na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej UPWr. Koordynatorką ze strony UPWr jest dr Julia Miller.
Właścicielom czworonogów rozdajemy też smycze, szelki i transportery, bo nie wszyscy je mają – mówi dr Miller i podkreśla, że dodatkowo od kilkunastu dni na terenie dworca przez UPWr prowadzony jest też drugi punkt, w którym psy i koty mogą się w spokoju najeść się i napić po ciężkiej podróży, a ich właściciel zaopatrzyć w karmę. Potrzeby wciąż są ogromne dlatego prosimy o wsparcie: karmę, smycze i transportery – dodaje dr Miller.
Zwierzętom otrzymują również na miejscu, w uczelnianych klinikach.
Przyjmujemy zwierzęta należące do uchodźców z Ukrainy nie tylko z punktu na dworcu, choć rzeczywiście głównie stamtąd. Przyjmujemy przypadki nagłe lub takie, którymi nie można się zająć na dworcu, np. z zaburzeniami ze strony układu moczowego czy pokarmowego. Ponadto pobieramy materiał do badań serologicznych w kierunku wścieklizny – wylicza prof. Wojciech Niżański z Katedry Rozrodu z Kliniką Zwierząt Gospodarskich UPWR.
Dr Joanna Tunikowska podkreśla, że historie zwierząt, które trafiły do ambulatorium psów i kotów na Klinice Chirurgii, łapią za serce.
Przetransportowanie psa lub kota w takich warunkach jest bardzo trudne dla właścicieli, ale te zwierzęta są dla tych ludzi ogromnym wsparciem w tej trudnej wędrówce. Przyjęliśmy np. 16-letnią mocno schorowaną suczkę, która spędziła w podróży do Polski ponad dwa dni. Kora była tak mocno odwodniona i zmęczona, że nie miała siły stać. Okazało się, że nie był to jej jedyny problem - w czasie badania USG zdiagnozowaliśmy ogromnego guza wątroby. Właścicielka obiecała sobie, że cała rodzina dotrze z ogarniętej wojną Ukrainy do celu - rodziny w Czechach i na szczęście udało nam się im w tym pomóc. We współpracy z lekarzami z Kliniki Chorób Wewnętrznych podleczyliśmy Korę na tyle, by mogła bezpiecznie udać się w dalszą podróż – opowiada doktor Tunikowska.
Za leczenie, badania czy prześwietlenie kliniki nie pobierają opłat. Właściciele muszą zapłacić tylko za leki i ewentualny materiał niezbędny do wykonania zabiegów. Ale to i tak kilka razy mniej, niż gdyby płacili za całość usługi.