To właśnie oblodzone nawierzchnie i nieostrożna jazda są przyczyną większości kolizji, do których ostatnio doszło na miejskich traktach i okolicznych drogach. O wielu nie wie policja, ponieważ nie są zgłaszane patrolom. Kierowcy sami dogadują się między sobą.
– Jednak, jeśli chcą dochodzić ubezpieczenia za uszkodzone auto, muszą mieć policyjną dokumentację przebiegu zdarzenia. Dotyczy to także sytuacji, kiedy samochód wpadnie w dziurę, ulegnie awarii, a kierowca chce odszkodowania od zarządcy drogi za naprawę auta – usłyszeliśmy w jeleniogórskiej drogówce.
Mimo rad i pouczeń, wielu prowadzących wciąż jeździ za szybko. Łatwo wówczas wpaść w niekontrolowany poślizg. Hamowanie nic nie da. Pojazd, nad którym w takiej sytuacji trudno zapanować, kończy jazdę w rowie lub na przydrożnym drzewie lub słupie.
Tak było podczas wypadku, który wydarzył się w święta w Miłkowie. 29-letni kierowca na prostym odcinku drogi stracił panowanie nad prowadzonym przez siebie samochodem i uderzył w przydrożne drzewo. Mężczyzna i o rok młodszy pasażer auta dochodzą do zdrowia w szpitalu.
Zdaniem policjantów kierowcy zbytnio ufają technice. Są przekonani, że jeżeli w samochodzie jest system hamowania ABS i zimowe opony, można bezpiecznie dodać gazu. – Nic bardziej błędnego. Gwałtowne przyspieszenie na oblodzonej nawierzchni to szalony manewr. ABS, jeśli nie „złapie” szorstkiej jezdni, po prostu nie zadziała tak, jak trzeba – wyjaśnia Paweł Suskowicz, instruktor nauki jazdy. – Lepiej jeździć nawet za wolno i nie zważać na oznaki niezadowolenia innych kierowców – dodaje.
Szczególnie niebezpiecznie jest na mostach, estakadach i bocznych, osiedlowych uliczkach. Tam, nie zważając na porę roku, często szaleją młodzi amatorzy mocnych wrażeń za kierownicą małych fiatów. Patroli policji prawie tam nie widać, a szkoda.