- Teatr to przestrzeń odwiecznego dialogu aktorów z widzami – powiedział podczas uroczystego otwarcia tegorocznych Spotkań Piotr Jędrzejas, dyrektor Teatru im. Norwida. Jak podkreślała wiceprezydent Jeleniej Góry - Mirosława Dzika, Jeleniogórskie Spotkania Teatralne są jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w województwie dolnośląskim i jedną z najstarszych imprez teatralnych w skali kraju.
Po tekst niemieckiego dramatopisarza i reżysera Tankreda Dorsta, napisany we współpracy z Ursulą Ehlel i w przekładzie Jacka Stanisława Burasa, sięgnął Piotr Fronczewski, skądinąd wybitny artysta. To zresztą jego reżyserski debiut.
Fronczewski spektakl nie tylko wyreżyserował, ale zagrał w nim tytułową rolę, za którą zresztą już został uhonorowany nagrodą im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego, przyznawaną przez Klub Krytyki Teatralnej Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Z kolei dziennikarka i krytyczka teatralna Temida Stankiewicz-Podhorecka oraz Kalina Zalewska, recenzentka i zastępca redaktora naczelnego miesięcznika „Teatr”, jednogłośnie uznały Feuerbacha w interpretacji Fronczewskiego za najlepszą rolę męską w sezonie teatralnym 2012/2013. Ponadto zdaniem wspomnianej Kaliny Zalewskiej najlepszą rolę epizodyczną w minionym sezonie stworzył Grzegorz Damięcki grający postać asystenta reżysera w „Ja, Feuerbachu”.
„Ja, Feuerbach” to raczej monodram, bo choć w przedstawieniu biorą udział trzy osoby (Fronczewskiemu towarzyszy dwójka aktorów: Maria Ciunelis i Grzegorz Damięcki), to w zasadzie jest to jeden wielki, przejmujący monolog. Tytuł ma nieco mylący, sugeruje biografię XIX-wiecznego filozofa, tymczasem u Dorsta - Feuerbach to aktor.
Stary i nieszczęśliwy aktor Feuerbach, po okresie psychicznego załamania stara się teraz o pracę w jakimś teatrze. Przychodzi więc na casting. Jednak dyrektor-reżyser, z którym Feuerbach był umówiony i przed którym miałby zaprezentować cały swój aktorski blask, nie dotarł. Ale jego asystent (w tej roli Grzegorz Damięcki) siedzi na widowni. Feuerbach jest sam na scenie. Rozmawia z asystentem, daje mu lekcje teatru i życia. Młody mężczyzna odrzuca jednak te cenne komentarze, które dotyczą artyzmu. Gdzieś mniej więcej w środku spektaklu, na scenę wchodzi młoda dziewczyna (Maria Ciunelis), która zgubiła psa, który ma „zagrać” w przedstawieniu…
Stając, po siedmiu latach przerwy, na pustej scenie, Feuerbach prezentuje swoje umiejętności aktorskie, ale i... swoją tragedię, swoje skończone życie, swoje kompleksy, obawy, pragnienia, ułudy, swój wstyd i swoją dumę... To rola gigantyczna: półtoragodzinny monolog rozgrywany na strunie najwyższego napięcia - rola dla wielkich aktorów. I Fronczewski jest w niej wielkim aktorem, a jego monolog staje się naprawdę poruszający. Dokonuje na naszych oczach okrutnej i fascynującej zarazem wiwisekcji osobowości doświadczonego życiem aktora - owego Feuerbacha ze sztuki Dorsta. Niezmiernie rzadko zdarza się kreacja tej klasy, bo też rzadko stwarzają aktorom taką szansę dyrektorzy teatrów i reżyserzy, nie układając planów repertuarowych pod kątem indywidualności posiadanych w zespole.
Dekoracja, zgromadzona w półmroku na scenie przez Marcina Stajewskiego (scenografia), bezlitośnie obnaża całą fikcje teatru. Grzegorz Damięcki jako przemądrzały i arogancki asystent reżysera, zgodnie z odczuciem samego Feuerbacha, „z tępą obojętnością” poniża, drażni i prowokuje starego aktora. Maria Ciunelis natomiast pojawia się na krótko, wprowadzając nieco pogody do całej tej ponurej historii steranego życiem aktora. Historii, pełnej zresztą szerszych odniesień.