Zaraz pojawiłyby się głosy, że Sting jest w kiepskiej formie, Lennon śpiewa z półplaybacku, a Pavarotti znacznie lepiej brzmi z płyty kompaktowej niż na żywo, bo w mieście kiepska akustyka. A występ Claptona zakończyłby się wielką klapą.
Ktoś tam pewnie rzekłby, że to imprezy niezapomniane i niepowtarzalne. Ale zaraz zagłuszyliby go krytycy, że jak się ma pieniądze, to można lepiej zorganizować i zaprosić, na przykład, Michela Jacksona (nie wiem, czy on jeszcze jest modny, na pewno drogi) lub Nevilla Marinera z Orkiestrą Świętego Marcina od Pola.
Ale i wtedy na pewno znalazłyby się argumenty, że zamiast wydawać fortunę na gwiazdy, lepiej wyremontować ulicę Warszawską lub odnowić kamienice w Rynku. Bo jeszcze przy następnym koncercie nie wytrzymają naporu decybeli i rozsypią się w pył. A jeszcze lepiej w mieście nie organizować koncertów w ogóle, bo po co?
Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził – ta mądrość ludowa w przypadku Jeleniej Góry nabiera szczególnego znaczenia. Publiczność mamy wyjątkowo niewdzięczną. A to Kazika Staszewskiego potraktuje butelką, a to zakrzyczy spokojnych mieszkańców placu Ratuszowego, którzy po 22 niekoniecznie chcieliby wysłuchiwać dzikich wrzasków.
Jeleniogórzanie są też nietolerancyjni: nie przymkną oka na to, że studenci tylko raz do roku – w Juvenalia – mogą się oficjalnie wyszaleć i wywrzeszczeć (choć w gronie wrzaskliwców najpewniej studentów jest niewielu). Dawaj dzwonić na policję, że za głośno, bo po 22. Wredoty jedne!
Jak zatem nasycić rozrywką apetyty większości tych, którzy nie lubią wiosennymi i letnimi wieczorami przesiadywać w domu? Nie w smak im chodzić do zasmrodzonych lokali, gdzie atrakcją – oprócz dymu tytoniowego – może być dostanie w mordę? A jednocześnie chcieliby normalnej zabawy, niekoniecznie z wyższej półki? Przyznam, że nie wiem.
Równie trudno jest znaleźć miejsce, w którym decybelowe imprezy nikomu by nie przeszkadzały. Bo nawet – jeśli wybrać odludną polanę, zaraz odezwą się głosy oburzonych ekologów, że hałas zabija naturalną ciszę.
Na koniec nieco sparafrazowany (zamiast początkowego „W co się bawić”, wstawiłem „Jak się bawić”) cytat z Młynarskiego, z piosenki napisanej dawno temu, ale o wymowie zawsze na czasie.
„Jak się bawić? Jak się bawić?/ Daleka pora na pytanie to, czy bliska/
Lecz w końcu przecież trzeba będzie je postawić/ Bo chleba dosyć, Lecz rośnie popyt na igrzyska...”