„Z powodu choroby pracownika punkt czasowo nieczynny” – taki napis pojawił się na drzwiach punktu Wodnika przy ul. Noskowskiego 10 we wrześniu br. - Od tego czasu ja i inni klienci, którzy płacili tu rachunki za wodę, regularnie sprawdzaliśmy czy pani z Wodnika już wyzdrowiała, ale niestety za każdym razem całowaliśmy klamkę – mówi pani Małgorzata z ul. Kiepury. – I do dzisiaj nic w tej sprawie nie wiadomo – dodaje nasza Czytelniczka.
Zaniepokojeni tą sytuacją mieszkańcy problem zgłosili m.in. radnemu Krzysztofowi Kroczakowi, który zapowiedział, że podejmie temat na Komisji Gospodarki Komunalnej Rady Miejskiej.
- Ludzie skarżą się, że teraz muszą płacić rachunki z prowizją poczty czy banku – mówi radny Krzysztof Kroczak. – Jeżdżenie bowiem do Cieplic, gdzie w siedzibie spółki Wodnik funkcjonuje jedna kasa, mija się z celem. Rozmawiałem z wiceprezes Wodnika i usłyszałem, że energetyka czy gazownia też nie mają swoich punktów poza siedzibą firm. Ja się jednak nie zgadzam z tymi argumentami. Są to bowiem spółki prywatne nastawione na zysk. Wodnik jest natomiast spółka miejską, która ma służyć mieszkańcom. Od kilku miesięcy generuje ona zyski, więc powinna ten punkt utrzymać, by ułatwić życie mieszkańcom. Dla wielu złotówka opłaty pocztowej czy bankowej to niewiele, ale dla rodzin jest to spore obciążenie – dodaje radny.
Prezes Wodnika Wojciech Jastrzębski wyjaśnia, że według aktualnych danych z kasy korzysta zaledwie 15 procent z około 30 tysięcy klientów spółki. - Zlikwidowany punkt nie był potrzebny, a generował spore koszty zatrudnienia dwóch pracowników, wynajmu lokalu, usługi konwojenckiej, itp. – wyjaśnia Wojciech Jastrzębski. – Stąd decyzja o definitywnym zamknięciu go od stycznia br. i jest to decyzja nieodwołalna – dodaje prezes.