• Czy oglądając w telewizji relacje z meczów, zakończonych burdami kibiców, jako przedstawiciel prawa czuje się Pani bezradna?
– Na pewno tak. To problem, z którym nie potrafimy sobie poradzić. Mam jednak świadomość, że zgodnie z ustawą o imprezach masowych, zapewnienie bezpieczeństwa leży w gestii organizatorów. Jeżeli ktoś decyduje się mieć drużynę piłkarską, powinien być świadomy wynikających z tego konsekwencji. A nie postępować, kierując się zasadą: nic się nie dzieje, więc można zatrudnić mniej ochroniarzy, żeby zostało trochę grosza.
• Problem jednak jest. To, co zobaczyliśmy w Krakowie, po meczu Wisły z Arką Gdynia, napawa strachem. Kibice bili piłkarzy!
– Żeby walczyć ze złem, trzeba je dokładnie rozpoznać. Tylko jak to zrobić, skoro na polskich stadionach system monitoringu jest – delikatnie mówiąc – słabej jakości. Bez filmowego zapisu nie można wyłapać czarnych owiec. Organy ścigania, aby mogły postawić zarzuty, muszą mieć niezbite dowody. Zatem to nie jest kwestia prawa, czy braku surowych kar. Bo w naszym prawodawstwie są one zbliżone do tych, jakie stosuje się w Europie.
• Może sądy 24-godzinne byłby dobrym rozwiązaniem?
– Być może, ale – tak jak wspomniałam – najpierw trzeba mieć sprawcę. Proszę zauważyć, co zrobili przed laty Anglicy: zaczęli właśnie od monitoringu i ewidencji chuliganów. Przeznaczyli na to wielkie pieniądze, ale efekty przyszły szybko. Namierzyli tych najgroźniejszych. Wprowadzili zakazy wstępu na stadiony i obowiązek meldowania się na policyjnych komisariatach w godzinach meczów. Efekt jest taki, że w Anglii na stadionach nie ma płotów oddzielających trybuny od murawy. Ludzie wiedzą, że kupili bilet na określone miejsce. Opuszczenie go i przemieszczenie się do innej strefy grozi poważnymi sanacjami. Obecnie na Wyspach Brytyjskich zakazem wstępu na obiekty piłkarskie objętych jest około 3 tys. osób.
• A policja? Może byłoby lepiej, gdyby to właśnie ona zajęła się zabezpieczeniem sportowych widowisk?
– Policja jest od tego, aby bezpiecznie doprowadzić grupy kibiców do stadionu, a później ich stamtąd odebrać. Organizatorzy mogą, oczywiście, zwrócić się do niej o pomoc. Ale najlepiej, żeby zrobili to przed meczem, dzieląc się doświadczeniami i spostrzeżeniami. A nie dopiero wtedy, kiedy 100 chuliganów wbiegło już na boisko i wszczęło bójkę z ochroniarzami i piłkarzami. Profesjonalne działanie polega bowiem na tym, by gasić pożar w zarzewiu, a nie kiedy płonie już cały dom. Na pewno brakuje jednak zintegrowanego sytemu, który wprowadzałby pewne standardy postępowania przy takich imprezach jak choćby mecze.
• Czy Pani wysłałaby dziś swoje dzieci na mecz piłkarski?
– Mój syn bardzo lubi grać w piłkę, ale na Legię bym z nim nie poszła. Musiałabym mieć choć podstawowe poczucie bezpieczeństwa. Że cały i zdrowy dotrze na stadion, że znajdzie się w odpowiednim sektorze i że bezpiecznie wróci do domu. Byłam ostatnio w Norymberdze i widziałam, jak Niemcy przygotowują się pod tym względem do mistrzostw świata. My też nie mamy wyjścia, jeżeli chcemy organizować mistrzostwa Europy w 2012 roku.