Na długi weekend majowy pogoda zapowiada się niezbyt wiosenna. Fani kolorowego ekranu zapewne zasiądą z pilotem w ręku przed odbiornikiem. Wygrywając akordy na przyciskach, na próżno będą szukali czegoś ciekawego. Im więcej programów, tym gorsza oferta.
Wielbiciele pierwszomajowego święta, którzy przez lata Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej gromadzili się w różnych punktach Jeleniej Góry, aby przemaszerować przed trybuną z towarzyszami postawionymi wyżej, zapewne tamte czasy wspominają z nostalgią.
Na pewno wówczas mieliby problem ze znalezieniem czegoś ciekawego w telewizji. Programy były dwa. 1 maja od rana „jedynka” raczyła widzów transmisją obchodów majowego święta pracy z Moskwy, a potem – relacją z pochodów w kraju. Dwójka w Jeleniej Górze miała słaby sygnał, ale tam też było głównie o święcie świata pracy.
Nic dziwnego, że na ulicach stolicy Karkonoszy w pierwszomajowych manifestacjach było wówczas tak wiele osób. Kto rozsądny oglądałby kilkugodzinną relację z placu Czerwonego?
Po przeparadowaniu przed trybuną z władzami zmęczeni machaniem szturmówkami pochodowicze rozłazili się w miasto wygłodniali. Władza na 1 Maja była hojna, bo tu i ówdzie stawiała dla ludu prostego budki z gorącymi parówkami i z beczką piwa – towarami wówczas deficytowymi.
Patriotyczną, ale niekultywowaną już dziś tradycją, była sprzedaż (za grosze) papierowych, biało-czerwonych chorągiewek. Były też i czerwone, ale nikt nie zmuszał, aby je kupować.
Rytuałem były także próby przed pochodem. Obowiązkowy spęd dla uczniów podstawówek organizowano często na placu przed Szkołą Podstawową nr 13. A zbiórki – na placu przy Świerczewskiego (dziś Sudecka i siedziba hotelu Mercure).
Organizatorom pochodów często płatała figla pogoda. Na przykład, po kilkudniowych kwietniowych upałach, 1 maja 1978 roku spadł śnieg. Ale zaprawiomych w bojach pierwszomajowych to nie odstraszało. Szturmówkami machali raczej klasowi aktywiści. Nikt rozsądny się do tego nie pchał.
Nie jestem bojownikiem o wolność Rzeczpospolitej Polskiej, ale przyznam, że od roku 1983 pochody pierwszomajowe bojkotowałem. Nie siedziałem, oczywiście, przed telewizorem.
Jako ówczesny licealista z jako takim pojęciem o istocie tego święta, wolałem pierwszomajowy poranek spędzić z wędką na rybach. Tym bardziej, że zaczynał się sezon na szczupaka.
Co prawda grożono sankcjami za brak udziału w tej z pozoru patriotycznej pierwszomajowej manifestacji, lecz gróźb nie spełniano. Mit o represyjności jeleniogórskich szkół odkładam na półkę.
Na szczęście dziś nikt nikogo nie zmusza ani do przemarszu w szczątkowych pochodach organizowanych przez jeleniogórskich fanów lewicy, gdzie głównymi bohaterami są panowie Józefowie (w tym jeden ten z „NIE”) i pan poseł Jerzy, znany "idol" młodzieży.
Nikt też nikomu nie każe uczestniczyć w uroczystościach z okazji uchwalenia Konstytucji 3 Maja.
Co więcej: w tych dniach dzieje się tyle imprez, że jest kłopot z wyborem: gdzie się udać, bo kilkunastu majówek obskoczyć się fizycznie nie da.
Pewnie miłośnicy powtórek telewizyjnych po raz kolejny z rozkoszą obejrzą przygody Hansa Klossa, a wędkarze pójdą na ryby – o ile pogoda pozwoli. Kłopot w tym, że i one biorą coraz gorzej. No i zakazano połowu drapieżnika na żywca, czyli na żywą przynętę w postaci rybki. Proszę nie mylić z kuflem chmielowego trunku o tej samej nazwie. Choć i przy nim przyjemnie wielką majówkę można spędzić.