– Na ten wyrok czekaliśmy niemal cztery lata. Mojemu bratu nic nie zwróci życia, ale ważne jest to, że wyrok nie jest w zawieszeniu i sprawca poniesie konsekwencje – mówił Sławomir Gaborec, brat zmarłego, który występował w roli oskarżyciela posiłkowego.
Jak wynika z akt sprawy, Michał W. nie był przypadkową ofiarą Jakuba W. Mężczyzn łączyła kobieta – najpierw partnerka Michała W. , a później Jakuba W., który był zazdrosny o jej kontakty z poszkodowanym. Tragicznej nocy Michał W. wracał do domu z innego klubu, ale w drodze powrotnej na chwilę zajechał do „Atrapy”. Było już późno. Impreza się kończyła, więc wyszedł na zewnątrz, zamówił taksówkę i czekał na nią. – Nie doczekał się – mówi Sławomir Gaborec. - Został zaatakowany od tyłu i śmiertelnie pobity przez Jakuba W. Kiedy został uderzony, miał ręce w kieszeni, więc nawet się nie bronił – dodaje brat zmarłego.
Jakub W. bił go pięściami po twarzy, a kiedy Michał W. upadł na ziemię, zaczął go kopać. Świadkowie zdarzenia odciągnęli go od ofiary, ale sprawca wrócił i najprawdopodobniej zadał swojej ofierze śmiertelne kopniecie w tył głowy. Mimo reanimacji wezwanych na miejsce ratowników medycznych, Michał W. zmarł.
- Sprawstwo nie budziło żadnych wątpliwości – mówił sędzia Andrzej Żuk z Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze. – Sam oskarżony przyznał się do uczestnictwa w zdarzeniu.Potwierdził, że zadał pokrzywdzonemu ciosy, a jedynie negował zamiar zarzucany mu w akcie oskarżenia. Dlatego rolą sądu było potwierdzenie, czy przebieg zdarzenia był taki, jak opisał go prokurator – dodał sędzia.
Sąd przychylił się w całości do przebiegu zdarzenia opisanego przez Prokuraturę Okręgową w Jeleniej Górze. Postępowanie prokuratorskie i wydanie opinii biegłych trwało aż trzy lata. – Mieliśmy bardzo liczne dowody w postaci zeznań świadków oraz opinii biegłych sądowych, a także nagrania monitoringu, które co prawda nie było najlepszej jakości, ale zarejestrowały zdarzenie. Na tej podstawie udało się ustalić, że oskarżony zadał pokrzywdzonemu Michałowi W. kilka uderzeń ręką oraz nogą, ale w związku z tym, że nagranie monitoringu zawiera tylko fragment tego zdarzenia, a świadkowie mówią, ze widzieli tylko jedno kopnięcie, sąd miał problem z ustaleniem, ile tych kopnięć faktycznie było. A to miało kluczowe znaczenie dla sprawy. Dlatego w dużej mierze trzeba było się posiłkować opinią biegłych, którzy na podstawie obrażeń ustalili, że tych kopnięć było co najmniej dwa – dodał sędzia Andrzej Żuk.
Sąd nie podzielił natomiast stanowiska prokuratury, co do wysokości kary. Prokurator żądał bowiem dla sprawcy 10 lat więzienia. Obrona natomiast próbowała udowadniać, że było to nieumyślne spowodowanie śmierci i wnioskowała o warunkowe zawieszenie kary.
- Mając na uwadze wszystkie okoliczności i fakt co najmniej dwukrotnego kopnięcia w głowę osoby bezwładnie leżącej, sąd uznał, że młody i wysportowany człowiek, który grał w piłkę nożną, musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów i siły zadawanych ciosów – argumentował sędzia Andrzej Żuk. – Dlatego należy mu przypisać działanie z zamiarem spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sąd nie jest w stanie natomiast przypisać mu zamiaru bezpośredniego, dlatego zamiast górnej granicy kary, wybrał – środkową – dodał sędzia A. Żuk.
Zgodnie z wyrokiem sądu, Jakub W. ma również zapłacić na rzecz trojga członków rodziny zmarłego 25 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura zastanawia się, czy z tej możliwości skorzystać. Obrony na sali nie było, więc nie wiadomo, jaka będzie jej decyzja.