Rezydencje dawnych bogatych rodzin najczęściej polskiej szlachty, które w 20-leciu międzywojennym kwitły wspaniałością, dziś najczęściej są marnym cieniem tego, czym były wtedy. Najczęściej zniszczone i zapuszczone: po 1945 roku oddane kołchozom i zakładom pracy, chylą się w większości ku upadkowi. Taki pejzaż dworków pokazała dziś na swoich zdjęciach Tatiana Cariuk, poniedziałkowy gość Empiku zaproszony przez animatora saloniku Marcina Nowakowskiego.
– Nieprzypadkowo zrobiłam zdjęcie przy białych topolach, potężnych drzewach, które kiedyś sadzono w dworskich parkach. Dziś głównie one przypominają o przeszłości tych miejsc. Zachowały się też róże, resztki dawnych ogrodów. Pozostał zapach – mówiła prelegentka. Dodała, że symbolicznie białe topole prowadzą do bram nieba, a czarne - piekła.
Pokaz pani Tatiany zakreślił sporą analogię między sytuacją pałaców niemieckich magnatów na Dolnym Śląsku, a położeniem rezydencji na terenie byłego ZSRR. I tu, i tam pamiątki „kapitalistycznych czasów” zostały zmarginalizowane i pozbawione swego blasku. O ile jednak na tzw. ziemiach odzyskanych współczesność przynosi renesans tych zabytków, o tyle nie sposób tego powiedzieć o dziedzictwie, które zachowało się na dawnych ziemiach Związku Sowieckiego. Tam wciąż zacne pomniki przeszłości chylą się ku upadkowi. Niektóre już upadły. Pozostały po nich ruiny dawnej świetności. – W jednym z takich pałaców jest fabryka octu. Dostałam nawet buteleczkę na pamiątkę. Do innego nie wpuszczał stróż. Weszłam, kiedy dałam mu pół litra – usłyszeliśmy.
Spotkanie w Empiku, choć z założenia poświęcone dawnym rezydencjom, rozrosło się jednak tematycznie. Tatiana Cariuk długo i z pasją opowiadała o swoich korzeniach, życiu i o samej Białorusi. – Mówi się, że nasze położenie geopolityczne jest trudne: jeśli odwrócimy się twarzą do Rosji, pokażemy d… Polsce, lub – odwrotnie – zażartowała. Dodała, że jej ojczyzna to kraj, w którym pomniki Lenina stoją blisko kościołów, a ludzie są i tu, i tam. Opowiedziała też, że wielu ludzi ma świadomość ucisku przez reżim Łukaszenki, a samego prezydenta nazwała smokiem.
– Kiedy wybuchła wojna w Iraku, Łukaszenka w telewizji od razu potępił zbrojne rozwiązanie i żal mu było żołnierzy, którzy – podobnie jak jego ojciec – mogą zginąć na wojnie. Ale przecież prezydent urodził się pięć lat po zakończeniu II wojny światowej! Kiedy zdano sobie sprawę z prezydenckiej gafy, szybko przestano rozpowszechniać to wystąpienie – usłyszeliśmy.
Tatianę Cariuk przepytał Jordan Plis, prowadzący spotkanie. – Czy zgodzi się pani z tym, że na Białorusi zatrzymał się czas? – Tak. To prawda – potwierdziła zapytana mówiąc o pewnym zastoju w swojej ojczyźnie. Dała jednak do zrozumienia, że takie „zatrzymanie czasu” nie zawsze jest złe. Może chronić bowiem tradycję przed zalewem obcych wpływów, nie zawsze korzystnych dla jej rodaków.
Białorusinka przyznała także, że wciąż jeździ śladami Mickiewicza, którego uważa za obywatela świata. Opowiedziała o swoich wspólnych eskapadach ze znaną realizatorką filmów i programów o kresach Barbarą Wachowicz. Wspomniała także, że poszukuje śladów Mickiewicza blisko… Jeleniej Góry. – W pobliżu Kowar, w Cieszycach, mieszkał Antoni Radziwiłł, zaprzyjaźniony z poetą. Nie jest wykluczone, że Mickiewicz tu bywał – powiedziała. Podkreśliła też, że jest bardzo zafascynowana Dolnym Śląskiem, ale myślą wciąż wraca na Białoruś. – Przynajmniej raz w roku muszę pojechać do mojej chałupki nad Świteź, przespać się na sianku i wykąpać w jeziorze – zwierzyła się. – Przyjeżdżajcie na Białoruś! To piękny kraj warty poznania – zachęciła zebranych.